czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 2

                 

                             ROZDZIAŁ II

Właśnie wszedłem  do mieszkania, które wynajmowałem w Hayward. Jakie miałem szczęście. Andrea jest cała zdrowa.  Przyjechał po nas znajomy taksówkarz. Poczekał na nas w szpitalu. Okazało się, że wszystko jest w porządku. Był też tak miły, że odwiózł z powrotem Andreę, nie tyle, że do jej przyjaciółki, ale tam dokąd jechała. Wymieniliśmy się z nią numerami telefonu. Obiecała, że napisze jak zajedzie. Będę czekał na ten esemes. Nie zasnę wcześniej. Mimo, że miałem męczący dzień, nie prędko zasnę. Po cichu rozebrałem się. Nie chciałem, żeby współlokatorzy wychodzili i mnie zasypywali pytaniami czemu tak późno. Jednak po chwili wyszedł Anthony z pokoju:
-         Człowieku, zakochałeś się czy co? Myślałem, że coś się już coś się stało – wykrzyknął na mój widok.
-         Nie, wszystko ok. Miałem małą stłuczkę, ale  jest dobrze. Miałem szczęście.
-         Stłuczkę? O Boże, co ja słyszę! – z łazienki z ręcznikiem na głowie wybiegła Camille.
-         Spokojnie, już wszystko dobrze, nawet nie wezwaliśmy policji. Skończyło się na oświadczeniu, tyle, że samochód nie nadaje się do jeżdżenia. Pojechał do naprawy. Więc kilka dni będę poruszał się autobusem.
-         Co ja słyszę? Boże! – A skąd kasę weźmiesz na tę naprawę? –spytała przerażona.
-         Mam odłożone na czarną godzinę, czy tam nagły wypadek. - Już na przedpokoju stali wszyscy współlokatorzy: Anthony, Camille, Sophie, nie było jedynie Matthew, który wyszedł jak zwykle ze swoją dziewczyną na romantyczny wieczorny spacer, pewnie poszli  do kina itd. Ale ja byłem za bardzo w szoku, żeby odpowiadać na pytania, chciałem być sam. W sumie cieszę się, że sam mam pokój, bo Camille dzieli go z Sophie, Anthony z Matthew, a ja z nikim go nie dzielę. Nikt mi więc nie będzie przeszkadzać. – Przepraszam Was bardzo, ale lepiej będzie jak położę się już spać. Pogadamy jutro. Dobranoc. – Nie zważając na nich wszedłem do swojego pokoju. I położyłem się na łóżku. Myślałem tylko o niej, myślałem o Andrei. Nagle usłyszałem dźwięk  esemesa. Serce zaczęło mi łomotać jak nie wiem, byłem tym taki podniecony. Odczytałem: „Jestem u cioci,  właśnie jemy późną kolację i wspominamy dawne czasy. Dziękuję za wszystko. Dobranoc. I do następnego zobaczenia, miejmy nadzieję” – miałem dziwną ochotę napisać do niej „Dobranoc kochanie”, ale się powstrzymałem. To ja powinienem dziękować i przepraszać, a nie ona dziękować mi, przecież za co? Za rozbicie auta? Odpisałem jej tylko: „To ja dziękuję i przepraszam. Śpij dobrze i miłego pobytu u rodziny” – długo myślałem, wykąpałem się, ale później leżałem i myślałem tylko o niej. Nie mogłem spać. Słyszałem nawet jak Matthew wrócił z randki. On jest szczęściarzem. Wszystko mu się zawsze układało. Ma piękną dziewczynę. Ale ja kilka godzin temu poznałem Andreę. Ona jest dla mnie już tak ważna. Nie rozumiem tego. Zauroczyłem się? Czy może się zakochałem od pierwszego wejrzenia. Przecież tyle dla niej mógłbym zrobić, mimo że jej nie znam. Sam siebie nie mogłem zrozumieć, dlaczego o niej cały czas myślałem.
                                                               *
-         John, wstawaj, za pół godziny zaczynasz pracę! – Sophie zaczęła mną potrząsać.
-         Chwileczkę –  prawie całą noc nie spałem, więc byłem teraz nieprzytomny.
-        Ej, przecież   szef Cię wyleje jeżeli się spóźnisz!– Na te słowa Sophie, ocknąłem się. Faktycznie! Musiałem się szybko wyszykować. Co się stało z moim budzikiem? Może wyłączyłem go nieświadomie? Robię tak jak jestem bardzo śpiący.
-         Dzięęki. – powiedziałem do Sophie i poszedłem do łazienki. Gdy już szybko się ubrałem, od razu podążyłem do drzwi.
-         A śniadanie? – spytała Sophie biegnąc za mną
-         Dzięki, ale nie trzeba. Na razie  – i wybiegłem z domu kiwając głową jej na pożegnanie. Następnie zrobiła zdziwioną minę i odpowiedziała tylko:
-         No pa. 

Zbiegłem ze schodów, wybiegłem z budynku, gdy nagle oprzytomniałem, że  samochód mam  w naprawie, więc nawet nim nie podjadę, a było już tak późno. Zastanawiałem się, ile pieniędzy będzie mnie kosztowała stłuczka, ale całe szczęście znam dosyć Caspra i może trochę mi upuści. A  bez  samochodu ani rusz! Gnałem jak głupi, żeby jak najszybciej dotrzeć do pracy, zerkałem tylko na zegarek.  Biegłem  przez przejście dla pieszych, przez ulicę,  w stronę przystanku autobusowego, z myślą, że może nim jakoś dojadę i będzie szybciej. Inaczej pewnie szef zwolni mnie z pracy. Nie wiem,  co ile minut tutaj jeżdżą autobusy, zawsze wybierałem dojazd własnym samochodem, albo robiłem sobie długi spacer do pracy. Biegłem, do najbliższego przystanku, właśnie ujrzałem, że jakiś autobus właśnie podjeżdżał, przyspieszyłem, pomyślałem, że jeszcze tylko momencik i zdążyć. Już podbiegałem pod przystanek, niestety wszyscy ludzie wsiedli i autobus odjechał centralnie przed moim nosem. Ze złości sam do siebie zakląłem. Sprawdziłem szybko rozkład jazdy. Następny autobus miałem dopiero za 15 minut, a doliczyć musiałem czas na  dojście do sklepu, w którym pracowałem. A więc postanowiłem pójść pieszo i zacząłem biec i przeciskając się przez tłumy w mieście, słysząc za mną jakieś stękanie i komentarze starszych babć, które frustrowały się niezmiernie i słyszałem, że narzekały na moje „karygodne” zachowanie poprzez to, że przeciskałem się. Przed przejściem przez ulicę, nie zważałem na czerwone, palące się światło i tłum gapiów, przechodziłem na czerwonym, zamiast poczekać spokojnie na zielone. Biegłem kawałek drogi, zdyszany, niechlujnie ubrany, jednym słowem zupełnie nieogarnięty.  Spóźniony piętnaście  minut wpadłem do sklepu, w którym pracowałem. Szef, który akurat pechowo sprzedawał ze mną w piątki, a dzisiaj był akurat piątek, gdy wbiegłem o sklepu obsługiwał ostatnią osobę.  Kiedy już obsłużył, a  owa kobieta opuściła sklep,  szef spytał mnie się ironicznie :
-         Wyspałeś się?
-         Przepraszam za spóźnienie. Nie wiem jak to się  stało. Budzik  coś mi nie zadzwonił. –zacząłem się tłumaczyć.- Takim dziecinnym tłumaczeniem się  wywołałem jeszcze większą złość i kpinę u szefa.
-         Hahaha dobre mi to, budzik biedakowi nie zadzwonił, hahaha,  nie no kolesiu, chyba zaczynam się domyślać, za kogo ty mnie masz.
-         Przepraszam najmocniej – zacząłem jeszcze raz ze skruchą prawie że drżąc.
-         To nie jest już pierwsze Twoje spóźnienie. Także jeszcze raz się spóźnisz, i zwalniam Cię. Wiesz, ilu teraz chętnych znajdzie się na Twoje miejsce? I to dorosłych! Widocznie dwadzieścia lat to wiek niewystarczający na odpowiedzialnego pracownika. Ciebie, przyjmując do pracy wziąłem za dorosłego, odpowiedzialnego już faceta, ale teraz widzę, jak  bardzo się pomyliłem. Hm – chwilę zaczął się zastanawiać- Dam Ci szansę. Ostatnią. Nie zmarnuj jej! – popatrzył mi groźnie i stanowczym wzrokiem w oczy.
-         Dziękuję bardzo i przepraszam raz jeszcze. – Odpowiedziałem, i stanąłem za drugą kasą.
-         Nie dziękuj, wykorzystaj  to po prostu . Naprawdę wiele osób w dzisiejszych czasach cierpi na bezrobocie. – W tej chwili weszło do sklepu kilkoro klientów, razem z szefem zaczęliśmy ich obsługiwać. I dzień jak co dzień. Praca w sklepie całymi dniami mnie wykańczała. Przecież miałem w życiu większe ambicje, niżeli tylko stanie za ladą. Przecież muszę z czegoś żyć. Zarwałem turystykę, kierunek,  który zawsze mnie pasjonował. Teraz jestem prawie że zgubiony. Andrea była dla mnie jakąś ostatnią nadzieją, to ona chyba wczoraj nadała memu życiu pewne  kolory,  a w jej oczach widziałem spełnienie marzeń, przebywanie koło niej dodawało mi jakiejś dziwnej chęci życia, po prostu chciałbym, żeby była przy mnie. Nie sądzę, że to takie zwyczajne zauroczenie jakie często występuje w latach szkolnych. Wiele razy byłem zauroczony w dziewczynach,  ale to było zupełnie co innego niż to coś, co jest teraz. Te dziewczyny nie dorastały do pięt Anrei, ani poziomem urody, ani charakterem, bądź poziomem intelektualności. Pomyślałem, że muszę o nią jakoś zawalczyć. Zacząłem marzyć i wszystko po kolei odtwarzać: wczorajszy dzień, widziałem wciąż Ją w moich myślach, wspominałem Jej spojrzenia, gdzieś w głowie słyszałem  wszystkie Jej słowa i widziałem te łzy w oczach, które spływały po Jej policzkach jak diamenty, kiedy wysiadała z samochodu. 
-         Halo???!!! – krzyczała do mnie jakaś klientka  sprzed lady.
-         Tak, tak,  słucham, co podać? –spytałem
-         Powtarzam Panu już trzeci raz, a Pan, w ogóle nic nie słyszy! Po co Pan tu jest? Żeby spać??!! – tak oto darła się kobieta w wieku ponad pięćdziesięciu lat, oburzona jak nie wiem, co – Proszę sześćdziesiąt deko piersi z kurczaka.  – Ocknięty nieco, szybko podszedłem do części mięsnej.
-         Pokroić czy nie? – spytałem.
 -Oczywiście, że pokroić proszę. – zażądała klientka. – Zacząłem kroić, teraz muszę skupić się na krojeniu mięs, podawaniu makaronów, jajek itd., a nie na swoich marzeniach, które zapewne się nie spełnią. Szef miał rację. Zachowuję się jak dziecko. Pokroiłem, a kupująca kobieta dodała - Jeszcze majeranek i dwa kilo tych jabłek. Zacząłem wkładać wszystko do reklamówki, poszedłem po jabłka, przyniosłem je, aby zważyć, gdy kobieta wrzasnęła:
-         Co to ma być???!! Czy pan mnie ma za świnię? Czy za starą idiotkę?! Ja takich zgniłych nie będę jadła. Sam pan może je zjeść! Za kogo masz mnie młody człowieku? Może trochę zaczniesz szanować starsze osoby!? Wymień jabłka na jakieś normalne, na przykład na to. O, i na to! – Kolejka była coraz większa, wszyscy zaczęli się na nas patrzeć, czułem się niezręcznie, odłożyłem jabłka, naprawdę, mogę zaręczyć, iż  one nie były wcale zgniłe, były co najwyżej lekko przybrązowione i tylko kilka. Dla pewności jeszcze spytałem, żeby uniknąć kolejnego zbędnego marudzenia. 
-         O te jabłko Pani chodziło?
-         Nie, tamto po lewej , proszę.
-         Aha! To? – wziąłem jabłko, które sobie zażyczyła. Ludzi patrzyli na mnie i na tą kobietę jak na idiotów, którzy nigdy nie widzieli na oczy jabłek.
-         Nie to! Tamto jeszcze po lewej. Czy to takie trudne? – w głosie klientki słyszeć można było irytację. 
-         Tak, żeby Pani wiedziała, że takie to trudne. Może proszę samemu sobie wybrać, jak Pani nie odpowiada moja obsługa. – w końcu odpyskowałem całkowicie zestresowany i zdenerwowany. 
-         Słucham? Ty będziesz się tak do mnie odzywał!!!??? Ja Cię nauczę jeszcze szacunku do starszych smarkaczu!  Nie wiedziałem co odpowiedzieć, ale jakiś Pan z tyłu wtrącił się:
-         Przepraszam szanowną Panią  najmocniej, ale ja się spieszę do pracy i czy mogłaby łaskawie Pani nie przeciągać? – stanowczo przemówił, lekko podniesionym zirytowanym głosem.
-         Czy ja się przesłyszałam?! To nie do wiary, Pan nie widzi co się tu dzieje? Ja mam jeść zgniłe jabłka? Za kogo Wy mnie macie do diabła, ludzie?!
-         Po prostu Pani gadanie tutaj jest nie na miejscu. Proszę cztery bułki, te chude kabanosy i ze dwa pomidory. – zwrócił się do mnie. – A pani poczeka, bo nie wszyscy mają ochotę wysłuchiwać Pani pretensje, a osobiście nie mam zamiaru spóźnić się przez Panią do pracy.  - Kobieta trochę jeszcze pomarudziła sobie, jacy ludzie wszędzie są chamsy, zapłaciła z wielką łaską, zapowiadając, że jej noga w tym sklepie więcej nie postanie, a później dokładnie przeliczała wydaną resztę podczas, gdy obsługiwałem tego następnego pana. Aha, jak mam wchodzić w szczegóły, to jeszcze  tylko słychać było  głośne liczenie i komentarze awanturniczej klientki, że na pewno z wielką chęcią bym ją oszukał. Niektórzy klienci bywają naprawdę bardzo denerwujący. Dzień się wyjątkowo ciągnął i myślałem, że już nie wytrzymam. Wcześniej szef całe szczęście szybko wymienił za ladą się z panią Issabella, która pracowała na drugą zmianę, a dzisiaj trochę wcześniej przyszła do pracy. Natomiast ja w piątki pracowałem od samego rana, aż do godziny osiemnastej. Kiedy wyszedłem, to pierwsze o czym pomyślałem, to było to, żeby pójść do knajpy i się napić. Poszedłem do baru obok, usiadłem za ladą, zamówiłem kufel piwa, a później poszedłem na długi samotny spacer po Hayward. Smutno mi było. Zawsze marzyłem o dobrych studiach, wymianie zagranicznej, a teraz stoję za ladą. Czułem się tak bardzo samotny, mimo wszystko miałem ochotę zadzwonić do Andrei, spytać jak mija dzień, a przede wszystkim usłyszeć jej głos. Wróciłem do  mieszkania.
-         O John, dobrze, że jesteś!- powiedziała Camille wybiegając z pokoju z trzema wygniecionymi jej  koszulami w ręce. – potrzebujemy męskiej ręki. – mógłbyś podłączyć światełka ozdobne w kuchni, gdyż my nie możemy sobie z Sophie z tym poradzić, a będziemy mieli gości?! – Pomyślałem, że chociaż do tego będę potrzebny. W końcu na coś się im przydam.  Poszedłem po śrubokręty i zacząłem wkręcać ozdobne żarówki i wieszać je po kuchni. 
-         A jeśli można wiedzieć, kogo będziemy dziś gościć, bo widzę, że Wy macie dobre humory na całego – spytałem dziewczyny żartując.
-         A nie zgadniesz! – Camille podskoczyła z radości – Wpadają dziś do nas kuzyni Sophie z Barcelony!
-         Sophie to się najbardziej cieszy z tego powodu, że poderwie Gustavo! – wchodząc do kuchni dodała żartem Sophie.
-         Nieprawda! – odpowiedziała Sophie głosem, w którym słychać było przekomarzanie się.
-         Yyy, chwileczkę, dacie mi się wypowiedzieć? – spytałem.
-         No pewnie! Śmiało – odpowiedziała Sophie.
-         Czy ja dobrze zrozumiałem. Aż z Barcelony?
-         No tak, no bo widzisz. Odkąd mój wujek Fred wyjechał do Barcelony i poznał Gilbertę, jego obecną żonę podczas winobrania, to zaraz potem  poleciał do niej już na stałe. No i dzisiaj ma  podwójne obywatelstwo. Dziwne, czyż nie? Taka nagła zmiana kontynentu.Wolał osiedlić się tysiące kilometrów stąd, aż za oceanem. Ale cóż, bywa.– Sophie zaczęła szczegółowo opowiadać historię jej wuja. Camille przerwała:
-         Dobra, nie zanudzaj chłopaka. Chodzi nam o to, że będziemy mieli zagranicznych gości w domu przez weekend! – na końcu zdania Camille wydała pisk radości, zatarła ręce i podskoczyła do góry! Sophie na to rzekła:
-         No i popatrz John, czyż ona nie chce ich poderwać? Jasne, już wierzę Ci wierzę Camille, że nie podrywasz w ogóle mojego kuzyna! – skończyła z żartobliwą ironią. Natomiast ja wcale nie myślałem o tym co mówiły dziewczyny, to nad czym myślałem było jedną, jedyną rzeczą: jaki to jest zbieg okoliczności, że Andrea jest w połowie także Hiszpanką, kuzyni Sophie z Hiszpanii zaraz tu będą, a na dodatek tego, znowu mi się przypomniał cały wczorajszy incydent. Camille przerwała moje myślenie wykrzykując żartobliwie do Sophie.
-         No co? Po prostu cieszę się, że będzie się coś tutaj działo. 
-         Tak, może zasugerujesz mi, że prowadzisz nudne życie, z nikim nie wychodzisz, że tylko i wyłącznie czekasz na atrakcje typu: goście zagraniczni. Tak? 
-         Nic Ci nie zasugeruję. - Camille nie dawała nadal za wygraną
-         Już widzę! Pamiętam, jak ostatni raz się żegnałaś. Na pożegnanie z Gustavo ryczałaś jak głupia, tuląc się do niego, wszyscy myśleli, że jesteście w sobie zakochani. – droczyła się Sophie.
-         Płakałam jak ty, to było na pożegnanie. To o niczym nie świadczy. – odpowiedziała drażniąc się dalej Camille.
-         Dobrze, już  dobrze. Spokój! – przerwałem to ich niekończące się babskie droczenie się. – W ogóle oni znają dobrze angielski?
-         Andres nauczył się u babci na wakacjach jak tu przyjeżdżał, a poza tym szkoła robi swoje. Jakby na to nie patrzeć, w końcu jest  to wiodący język, więc powiedzmy, że nie mają problemu z dogadywaniem się – rzekła Sophie –  Hm, natomiast Gustavo ma beznadziejny akcent, umie oczywiście się porozumieć, bo nieznajomość języka angielskiego przez młodego człowieka równa się z porażką. Co tu by więcej mówić.
-         Aha, a wiecie? Ja też umiem trochę mówić po hiszpańsku!– wtrąciła Camille.
-         Niesamowite! – Sophie zaczęła się nabijać z przyjaciółki. - Nie musisz mi przypominać. A  tak w ogóle Twój hiszpański brzmi gorzej niżeli Chińczyka. Ty tylko chodziłaś w Hiszpanii i wszystkich po kolei prosiłaś, żeby mówili po angielsku– Camille się zirytowała i zaczęła się dalej przekomarzać z przyjaciółką.
-         Nie wiesz, bo nie słyszałaś jak Chińczycy mówią po angielsku.
-         Właśnie, że słyszałam – Sophie nie ustępowała.
-         Ciekawe gdzie? – Camille również pierwsza nie popuściła przekomarzań.
-         Skończyłyście się kłócić czy nie? – przerwałem, bo powoli stawało się to nudne – będziemy i tak rozmawiać po angielsku, więc o co Wam chodzi. To po pierwsze.  Chyba, że po hiszpańsku, ale nie wiem czy ktoś na tyle zna ich język
-         Jak to kto? Przecież Sophie zna go tak dobrze, w końcu ona wszystko wie najlepiej. – Camille wybuchła śmiechem. Ach, te kobiety, pomyślałem sobie, ich się nigdy nie da zrozumieć.
-         Bardzo śmieszne. Jako jedyna osoba wśród nas wszystkich potrafię porozumieć się po hiszpańsku. – Sophie powiedziała to tak, jakby się przechwalała, a że  zabrzmiało tak  komicznie, razem  z  Camille wybuchliśmy śmiechem, przydało mi się to w końcu, bo nie pamiętam kiedy ostatni raz się tak śmiałem.  Nagle do kuchni wszedł Anthony.
-         O czym Wy tam tak nawijacie?! Słychać was aż na klatce schodowej – Anthony właśnie chwilą wrócił razem z zakupami wielkimi jak nigdy. 
-         To Ty już wiesz, że mamy gości? – spytałem Anthnony błagalnym wzrokiem, jak zobaczyłem wielką torbę zakupów, po które wysłały go Sophie z Camille. Że dziewczyny zachowywały się aż tak, jakby ci goście mieli do nas przyjechać na co najmniej na dwa tygodnie.
-         Tak, wiem o wszystkim i już zostałem wrobiony w robienie zakupów- przytaknął – No i macie te ryby swoje. Pięć filetów, jak chciałyście, śledzie i sardynki też na Wasze życzenie. Ja nie lubię śledzi więc nie wiem kto to będzie wszystko jadł, ale ja się nie odzywam - Anthony położył zakupy, łącznie z licznymi sałatami, wędlinami, serami i trzema butelkami wina.
-         Nie marudź. No i dzięki, za te zakupy– rzekła Sophie zabierając je pośpiesznie. – No i jeszcze jedną prośbę mam, właśnie do Ciebie John – rzekła patrząc na mnie.
-         Oczywiście, że jestem w pełni do usług – humor mi się mimo wszystko poprawił i chętnie  mogłem w danej chwili spełniać wszystkie prośby Sophie i Camille. Czekałem tylko na to, żeby zająć się realiami, w końcu odpływając od mych marzeń, gdyż myśl o Adrei żyć mi nie dawała od wczorajszego wieczoru. Nie rozumiałem, dlaczego. Fakt,  Andrea to ładna dziewczyna, nawet piękna i inteligentna , ale zapewne to co się wydarzyło wczoraj już było i minęło, a ja robiłem sobie nadzieję jak na nie wiadomo co wielkiego. W zasadzie to może i tego brakowało, żebym zakochał się w dziewczynie poznanej w czasie  stłuczki samochodowej.
Sophie poprosiła mnie, żebym dzisiaj przeniósł się do pokoju Anthony i Mathew, a swój pokój odstąpił gościom.
- To Wy już się tym zajmiecie  – Przeniesiecie się na dwie noce do jednego pokoju. Matthew nie wróci na noc, śpi u Pauline, więc zapewne się jakoś pomieścicie we dwójkę.  Jutro rano Matthew zabiera ją do siebie do rodziców, także i w drugą noc go nie będzie . Podobno ma oficjalnie przedstawić swoją dziewczynę. – Sophie zakończyła  z plotkarskim akcentem..
-         A dziwisz się? W końcu niektórzy myślą już poważnie o jakimś związku. – Odrzekł Anthony.- To John,  oczywiście możesz zanocować u mnie te dwie noce. Ale ja już nie martwię się o dodatkową pościel dla gości.
-         Wy, patrzcie jaki bezczelny!! – zironizowała   Sophie. – Tacy to już są faceci w  dwudziestym pierwszym wieku!                                                                                                   
      -     Ej, nie tak ostro. Przypominam Wam, że to ja zrobiłem te wszystkie zakupy. Kosztowało nas tak,     jakbyśmy wyprawiali wspólne święta – przypomniał Anthony         
-         A ja wkręciłem Wam żarówki – dodałem
-         John, o Tobie mowy tutaj nie ma. Ty to jesteś epizod. – Anthony ze mnie zadrwił. Przypuszczam, iż chyba za bardzo się zapędził. W danym momencie zrobiło mi się przykro w duchu. 
-         Co masz na myśli? – spytałem zdenerwowany kontynuując myśl mojego współlokatora.
-         Nie no wiesz, brak w  Tobie tego, no tego, hm no jak to się zwie, hmm.. testosteronu! – skomentował mnie Anthony, akcentując słowo "testosteron". To było nieco chamskie i bezczelne posunięcie z jego strony. Odwarknąłem mu na to:
-         No wiesz, nie każdy miał życie, w którym mamusia na zawołanie kupowała mu najmodniejsze koszule i spełniała każdą zachciankę, nie każdy chodził wyperfumowany pierwszą klasą, perfumami z najdroższych sklepów, a co więcej, nie każdy życie ma jak z bajki, i że co chce to ma. Nie wiesz co to jest, więc może wpierw przemyślisz zanim coś powiesz?!
-         Co ty zaczynasz  mi tutaj temat o Twoim życiu?! – Anthony zaczął ze mnie kpić. - Co to ma w ogóle do rzeczy, człowieku zejdź wreszcie na Ziemię, obudź się?! Po prostu zmień się, trochę więcej pewności siebie, zapisz się na jakąś siłownię, no nie wiem, weź zmień całkowicie swoją osobowość, bo szacunek w oczach ludzi już całkowicie tracisz. Tacy jak ty dziewczyny szybko nie znajdą. Wzbudzają jedynie w ich oczach politowanie i żenadę – ciągnął dalej komentując mnie Anthony.
-         Nie Tobie to oceniać! – Odpowiedziałem uniesionym głosem, po wysłuchaniu całego wykładu dotyczącego mojej osoby i wyszedłem z kuchni. Poszedłem sprzątać swój pokój i codzienny bałagan, żeby móc wpuścić tutaj gości. Camille z Sophie zaś popatrzyły na Anthony z wyrzutami, a następnie Camille odezwała się w mojej obronie:
-         Przegiąłeś, chłopak naprawdę nie ma w życiu łatwo. Nie zdajesz sobie ile on przeszedł?!
-         A bo ja wiem ile on przeszedł?! – Anthony nie wykazywał ani odrobiny zrozumienia.- Czy ja mam coś do jego przejść? Nie! Rozumiem, że on dużo cierpiał, ale w końcu to już dorosły facet, a nie dzieciak.  I czym prędzej to zrozumie tym lepiej dla niego.
-         Mylisz się, porównaj sobie jego życie i Twoje – za mną wstawiła się też Sophie.
-         Proszę Was. Jak zacznę wyliczać ile razy ja miałem problemy. Raz zostałem pobity tak, że wylądowałem w szpitalu.
-         Bo zadawałeś się tylko i wyłącznie zawsze z samą  patologią, ćpunami, alkoholikami i chlałeś ile wlezie, więc teraz się dziwisz?! A on był poniżany całe życie , za to, że nie ma rodziców?! Że nie mieszka w pałacu jak Ty?! – Sophie uniosła się strasznie w mojej obronie.
-         W jakimże pałacu? Kobieto!! – drwił nieustępliwie  Anthony. Nastała chwila milczenia, po czym naraz odpuścił
-         Macie rację, przegiąłem. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
-         Po prostu twoje komentarze często są nie na miejscu – westchnęła Sophie.
Ja w tym samym czasie sprzątałem pokój, zastanawiając się i dochodząc do wniosku, że  Anthony miał jednak rację. Muszę zabrać się za swoje życie. Muszę coś w nim zmienić, gdyż nie chcę całe życie zamartwiać się. Ale tak ciężko mi żyć bez babci! Gdy ją miałem, czułem się szczęśliwy, że po prostu jest. Mogłem jej powiedzieć wszystko, była osobą niezwykle ciepłą, serdeczną, która chciała dla mnie jak najlepiej zawsze, niezależnie od sytuacji i dnia. Długo nie mogłem się pozbierać po jej śmierci, nadal nie byłem się pozbierać. Zresztą, postanowiłem się spakować całkiem i wyjechać na cały weekend do domu. Po co mam tu przeszkadzać, podczas gdy reszta współlokatorów będzie się dobrze bawiła z Hiszpanami. Ja tu do niczego im nie jestem potrzebny. Jeszcze popsuję im humor. Taka prawda. Wiem, po śmierci babci jeszcze bardziej zamknąłem się w sobie, wiele osób dostrzegało we mnie tylko ból, cierpienie po utracie ukochanej dla mnie osoby. Oczywiście nie pokazywałem tego wszystkim dookoła, lecz po prostu nie potrafiłem się za nic uśmiechnąć. A to było widać. Życie straciło dla mnie w pełnym stopniu sens. Właściwie całkowicie. Nie miałem osoby, której mógłbym się tako zwierzyć, nieraz Sophie chciała ze mną porozmawiać, ale i tak ona wszystko powtarzała Camille, zresztą w wielu rzeczach się z nimi i tak nie potrafimy zrozumieć. A w ogóle po co mam komuś zawracać głowę swoimi problemami. Ciotka z Hiszpanii dzwoniła jeszcze raz do mnie jak sobie z tym wszystkim radzę, że wycieczka do niej byłby dla mnie wskazana. Radziła mi także pójść na jakąś terapię do dobrego psychiatry, poczułem się jak jakiś psychiczny człowiek i kategorycznie odmówiłem. Ale sam już nie wiedziałem co zrobić, czy może jednak udać się i zwierzyć specjaliście się ze swoich problemów. Nie zważając spakowałem walizki, zacząłem wkładać przydatne rzeczy i bez wahania postanowiłem wybrać się do domu na wieś, pójść na pobliski dworzec kolejowy bądź autobusowy,  złapać jakiś pociąg czy autobus, w końcu jakby nie patrząc na to, znajdowałem się w dużym mieście, więc zawsze jakieś połączenie się znalazło. Pokój nadawał się już  do przyjęcia gości, wszystkie najbardziej przydatne mi rzeczy zabrałem  i włożyłem je do walizki. Robiło się już ciemno, pogoda była jakże deszczowa i sucha, mimo to, nastrój mi się automatycznie pogorszył i na nic nie miałem praktycznie ochoty. Chciałem pobyć sam, gdyż tutaj  na pewno całą noc będzie się odbywać impreza. A ja mam żałobę. W tym momencie do pokoju weszła Camille:
-         Ej, co Ty robisz? – spytała z oburzeniem
-         Nie widzisz? Jadę do domu – odpowiedziałem.
-         No chyba żartujesz! Nie możesz się przejmować takimi drobnostkami! Nie dawaj mu za wygraną!
-         Ja się nie daję, po prostu zapomniałem, że wypadło mi coś ważnego – odpowiedziałem na odczepnego po raz kolejny.
-         Przecież widzę, nie bądź śmieszny?! – próbowała mnie zatrzymać. Nie zważając na nią, szedłem już do drzwi. Otwierałem już je, kiedy Camille przytrzymała je ręką. – Naprawdę, nie pokazuj tego po sobie. Ja rozumiem, jak się możesz czuć, ale proszę Cię, nie pozwól, żeby taka rzecz decydowała o Twoim wyjeździe.
-         Wiesz co, nie mam po prostu nastroju, tylko Wam weekend zepsuję. –odpowiedziałem.
-         Nie gadaj głupot, będzie nam miło jak zostaniesz.
-         Wam, czy Tobie? Bo Anthony to tylko na rękę jak się wyniosę. Nie będzie musiał dzielić pokoju z takim epizodem jak ja –zadrwiłem i widząc zakłopotanie Camille, położyłem rękę na jej ramieniu.     – Nie gryź się tak, wiem, że chcesz dla mnie dobrze. Ale nie martw się, dam sobie radę. - Uśmiechnąłem się, żeby ją pocieszyć. Nie zatrzymywała już mnie dalej. Wyszedłem z domu. Szedłem przed siebie. Akurat dzisiaj pogoda była brzydka i pochmurna. Wiał wiatr. Był już wieczór i robiło się coraz ciemniej. Podszedłem na przystanek autobusowy, niestety nie było żadnych kursujących już w moim kierunku autobusów. Nie zważając  udałem się w stronę dworca kolejowego, sprawdzić pociągi. Zacząłem myśleć znowu o Andrei, jednakże tym razem z podejściem pesymistycznym, że nic na pewno z tego nie wyjdzie. Przecież w końcu muszę zejść na ziemię, tak jak powiedział Anthony i zacząć kiedyś myśleć realnie. Los skazał mnie zapewne na całe życie cierpienia i tyle. Muszę się z nim uporać.  Kiedy dotarłem na stację, raptownie zaczął padać deszcz, zrobiła już się całkowicie noc. Sprawdziłem od razu rozkład jazdy. Nie było czasu, do odjazdu zostało jeszcze tylko dziewięć minut, a trzeba było wpierw jeszcze kupić bilet. Miasto jak miasto: tłok, kolejki, przede mną tylko stały jakieś babcie, które pięć minut zapewne kupowały bilet. Jedna starsza  pani przy kasie, kupująca bilet, nie wiedziała czy podeszła do właściwej czy nie, przez co zrobiło się nie lada zamieszanie. A że mi się śpieszyło, przeprosiłem ją i poprosiłem o bilet dla mnie, tłumacząc, że nie mam wiele czasu. Stojąca seniorka załatwiała już którąś minutę z rzędu swoje sprawy, a biletu jeszcze nie kupiła. Do odjazdu były już tylko niecałe dwie minuty. Biegłem przez perony, jednak nie mogłem odnaleźć właściwego, przeciskałem się przez ludzi, aż wreszcie znalazłem ten, którego szukałem. Od razu wbiegłem na schody, pociąg jeszcze stał, jednak wraz z moim wejściem, rozległ się gwizd i pociąg ruszył tuż przed moim nosem. Sytuacja powtórzyła się tak, jak rano autobus. Gdybym tylko tutaj był pół minuty wcześniej - pomyślałem sobie w duchu. Spotkał mnie kolejny pech. Deszcz padał i padał. Byłem zdenerwowany w takim stopniu, że ciężko by to opisać. Nie miałem zielonego pojęcia co powinienem zrobić. Przez chwilę stałem w osłupieniu wściekły obserwując oddalający się ode mnie pociąg. Chyba jestem skazany na nieustanne pechy i niepowodzenia! Rano uciekł mi autobus, tym razem pociąg... Po chwili w furii zszedłem z peronu, zacząłem się przeciskać przez cały wielki dworzec i jak tylko wyszedłem z budynku, od razu deszcz zmoczył mi głowę. Deszcz padał, a ja zamiast jak najprędzej gdziekolwiek się ewakuować, szedłem ospały, nieszczęśliwy przez to miasto, myśląc tylko o tym, żeby się upić, albo zasnąć w jakiś długi sen, z którego wcale nie muszę się wybudzać. Usiadłem na jakiejś mokrej ławce myśląc o moim nieuporządkowanym  życiu. Wtem naszła mi myśl, że tak czy owak muszę się spotkać z Andreą w sprawie naprawy naszych samochodów, tylko naprawdę nie miałem pojęcia skąd wziąć kasę, żeby jej sponsorować naprawę i uratować mój własny honor. Bardzo chciałem spłacić swój dług, chociaż w takim stopniu jakim mogłem. Nie wytrzymywałem już! Wczoraj oszołomiła mnie niezwykła uroda tej pięknej dziewczyny, ale czas był zejść w końcu na Ziemię i posłuchać głosu realiów. I zastanawiałem się czy faktycznie Casper upuści mi cenę, tak jak przypuszczam. W przeciwnym razie, to pieniądze odłożone na czarną godzinę nie wiem czy by wystarczyły. Musiałbym chyba wygrać na jakiejś  loterii, żeby cokolwiek teraz zdziałać. Nie wiem jakim cudem, ale muszę zdobyć te pieniądze! Postanowiłem, że jutro zadzwonię do niej, a teraz byłem przemoknięty w takim stopniu, że zacząłem dygotać i poczułem, że nie chcę już dalej siedzieć taki przemoknięty i zmarznięty  nocą  na jakiejś ławce, jednej z ulic miasta. Z wielką niechęcią musiałem wrócić na stancję. To będzie dla mnie wielka kompromitacja, tak wychodzić i wracać jak rozhisteryzowana nastolatka. Ale cóż, już zapewne niejednokrotnie się skompromitowałem. Tylko może nie przed kuzynami Sophie z Barcelony. Co pomyślą, jak zobaczą mnie takiego zmokniętego?  Tak czy owak musiałem wrócić. A może jeszcze nie przyjechali? Postanowiłem, że na wszelki wypadek wejdę do domu cichaczem. Tak, żebym miał szansę się jakoś doprowadzić do porządku, bo byłem cały zmoknięty. Wszedłem do bloku. Powoli z lekkim napięciem wchodziłem na górę, wsadzając klucz do szpary drzwi, już słyszałem jakieś głośne śmiechy, że otwierając drzwi nie było słychać mnie zupełnie. W mieszkaniu usłyszałem na wstępie, jak Camille stara się coś mówić  po hiszpańsku, jednak co chwilę się jąkała. Szybko doprowadziłem siebie do porządku i poszedłem się przywitać. Wszedłem do pokoju Sophie i Camille, gdzie się to całe przyjęcie odbywało,  znajdował tam się duży, rozłożony stół, a na nim mnóstwo potraw, rybnych, mięsnych i różnych mącznych, a sałatek było tyle, że nie wiedziałem kto to wszystko zje. Jednym słowem stół naszykowany był, jak dla dwudziestu osób. Wszyscy zobaczywszy mnie, wchodzącego do pokoju poderwali się, a miny mieli zaskoczone. Hiszpanie także. Pierwsze co powiedziałem do współlokatorów:
-         Przepraszam, jednak będziecie skazani na moje towarzystwo przez weekend. – powiedziałem to jednak  w sposób żartobliwy z uśmiechem na twarzy.
 -   No i nie wiesz jak się cieszymy. Nie wiesz jak mi zależało, żeby Was poznać –odpowiedziała Sophie podchodząc do mnie i kładąc rękę na moim ramieniu. To naprawdę miłe było, słyszeć słowa, że komuś na mnie zależy, w życiu poza babcią chyba nikt mi tak nie mówił. Za nią ruszyli goście. Następnie Sophie zaczęła po hiszpańsku przedstawiać mnie. A potem rzekła do mnie, żebyśmy się poznali. Pierwszy z nich nieco wyższy o typowo ciemnej hiszpańskiej skórze ubrany był w białą, ale modną  koszulę, na szyi miał łańcuszek, włosy postawione na żel.
-         To jest Gustavo, a to John. -  Po czym podaliśmy sobie ręce, a Gustavo rzekł po angielsku:
-         John, miło Cię poznać. – Następnie przywitałem się z Andresem, który mówił z o wiele lepszym akcentem niż Gustavo. Był troszeczkę niższy od niego, włosy też miał czarne, krótkie, jednak nie aż tak ułożone jak jego brat. Przywitaliśmy się, pierwsze wrażenie wywarli na mnie jako bardzo otwarte, pozytywne osoby. Potem usiedliśmy do stołu. Następnie Sophie zaczęła zarządzać mówiąc po hiszpańsku , później wywnioskowałem, że tłumaczyła dokładnie menu i zachwalała potrawy. I tak znaczna część, była zamawiana przez katering, jednak przyznam, że z drugiej strony i tak dużo samodzielnie zrobiły jak na jeden dzień. Hiszpanie coś żartowali, następnie zaczęliśmy jeść i faktycznie, wszystko było wyjątkowo pyszne. Teraz zdałem sobie sprawę jak bardzo byłem głodny. Nagle Gustavo poderwał się:
-         Moment!- Po czym przyniósł butelkę hiszpańskiego wina i powiedział, że to dla nas w prezencie, proponując  czy nie chcemy czasem skosztować teraz. Sophie podziękowała bardzo Gustavo, obiecując, że spróbujemy do jutrzejszego obiadu, a teraz rozlano amerykańskie wino czerwone. Oczywiście Gustavo i Andresowi bardzo wszystko smakowało. Wznieśliśmy toast. Gustavo wzniósł najpierw przemawiając po hiszpańsku, jednak potem przełożył na angielski i na końcu powiedział „Na zdrowie” dając sygnał, że zakończył przemowę. Toast był za nas wszystkich tutaj, którzy przyjęliśmy ich w naszym ciasnym mieszkaniu, a my  oczywiście dodaliśmy, że toast wypijemy również za nich. Wszyscy stuknęliśmy się kieliszkami. Atmosfera była bardzo dobra. Wszyscy się śmialiśmy. Andres, który perfekcyjnie potrafił mówić po angielsku bez żadnych zająknięć bardzo się popisywał dowcipami, które przekładał z jego hiszpańskiego na angielski,  czasem było coś niezrozumiałego dla nas, ale i to mu wychodziło śmiesznie, przynajmniej było wesoło i panowała przyjemna atmosfera między wszystkimi tu nami, że śmiałem się jak nigdy wcześniej. Widziałem jak  Camille patrzyła ukradkiem na Gustavo, to  było widać gołym okiem jak się podobał jej. Natomiast Sophie poczuła się gospodynią i ciągle nakłaniała gości do spróbowania jeszcze więcej potraw i ubolewała, że wszyscy objedli się tak, że nikt nie skosztował tego wszystkiego, ani nikt nie raczył spróbować jej specjalności- sałatki owocowej. Nic dziwnego, skoro jedzenia było, jak już wspomniałem, jakby dla dwudziestu osób. Zjedliśmy, po czym zaczęliśmy rozmawiać. Nie spodziewałem się, że aż tak poprawię sobie humor. Dzisiejsza kolacja była rozrywką dla mnie, zarówno jak i wypoczynkiem i czymś co mi się przydało od dawna, tylko nie zdawałem sobie nawet z tego dobrze sprawy, że potrzebowałem właśnie takiego wieczoru. Myślę, że zrobiło to dobrze dla nas wszystkich. Nie myślałem o żadnych innych zmartwieniach, pomyślałem tylko „Chwilo trwaj” i miałem niezwykłą chęć bawić się wraz z pozostałymi. Rozmowy były prowadzone w większości  po angielsku, jednakże Sophie za wszelką cenę popisywała się jej hiszpańskim, który rzeczywiście był na wysokim poziomie. Goście opowiadali o swoich ostatnich wydarzeniach, o tym co u nich się dzieje, oczywiście we wszystko plącząc wątki humorystyczne. Andres opowiedział jak kiedyś  założył się z kolegą, że wyjdzie mu symulowanie Włocha na mistrzostwach świata w piłce nożnej zamiast Hiszpana, jednak, ludzie nie znający  języków mu uwierzyli. Przy tym oczywiście wszyscy się uśmialiśmy. Potem było śmieszniej, jak Camille opowiedziała historię, jak podczas pobytu w Barcelonie Gustavo wrzucił ją do Morza Śródziemnego w jej nowej sukience i później pół dnia musiała chodzić mokra. Na to Gustavo  powiedział, że jak przyleci następnym razem do Hiszpanii to zaręcza, że to powtórzy. Camille odrzekła żartem, że skoro tak, to nie zamierza przylatywać tam ponownie, bo czuje się zastraszana. Anthony wstał i podszedł do mnie prosząc mnie o to, żebym z nim na chwile wyszedł do jego pokoju. Wyszliśmy i on zaczął przemówienie:
-         Przepraszam, wiem, że  przegiąłem. Nie powinienem na Ciebie tak naskakiwać. Po prostu nie mogę patrzeć jak rujnuje  się Twoje życie, jesteś młody, naprawę, powinieneś zawalczyć o to szczęście, bo uważam, że w pełni na nie zasługujesz. Nie gniewaj się.- Nie ukrywam, że trochę zaskoczyło mnie to co o mnie powiedział mój współlokator, ale nie chciałem dalej tego ciągnąć. I tylko powiedziałem:
-         Jasne. – Chwile się na mnie jeszcze popatrzył, a ja odpowiedziałem- Nie ma sprawy, już zapomniałem o tym. Możemy wracać do pokoju. – Potem podaliśmy sobie ręce na zgodę i wróciliśmy do pokoju. Było głośno, dziewczyny razem z gośćmi świetnie się bawiły, widać było, że Hiszpanie nie są aż tak wymęczeni podróżą jak się zdawało. Kiedy weszliśmy ponownie do pokoju, Gustavo widząc to zawołał do nas.
-         Que secretos!? (czyt. ke sekretos) co oznaczało, że zauważył, że mamy jakieś swoje tajemnice. Nie wiedziałem co powiedzieć, ale Anthony mnie wyręczył:
-         Tak, wielkie sekrety. – Potem wszyscy zaczęliśmy się śmiać, nie wiadomo nawet z czego. Śmialiśmy się jak głupi wszyscy, mimo że tego wina nie wypiliśmy jak na razie aż tak dużo. Potem śmialiśmy się z opowieści Andresa, który strasznie dziwił się, że wybierając się do nas ubrali się jak na lato, gdyż w Barcelonie było ponad 30 stopni, a wysiadając z samolotu na południu USA zastała ich ulewa. W sumie muszę przyznać, że mieli talent do zabawiania innych, wszystko co opowiadali było ciekawe tak, że można było posiedzieć, posłuchać, pośmiać się. Nagle Sophie się odezwała:
-         Wiecie, że John ma ciocię w Barcelonie? – Na to Andres spytał się czy naprawdę, a potem czy byłem kiedykolwiek w Hiszpanii i Barcelonie, jednak powiedziałem prawdę, że nigdy. W sumie zawsze marzyłem, żeby zwiedzić jakiś europejski kraj, lecz  niestety, nigdy nie miałem nawet okazji zwiedzić swojego kraju, być w  Nowym Jorku,a co dopiero mówić o europejskich krajach jakim jest Hiszpania.
-         O! To tym bardziej, w tym roku przylatujecie wszyscy do Barcelony! –krzyknął Andres.
-         Dobrze., tylko pod warunkiem, że nikt mnie nie wrzuci do morza. – przypomniała żartując Camille, patrząc na Gustavo..
-         Bardzo zabawne – Gustavo spojrzał przekornie na Camille. Pogadaliśmy jeszcze z dobre dwie godziny, wynieśliśmy do kuchni jedzenie. Kuchnia wyglądała tragicznie, cała zastawiona jakimiś miskami z potrawami. Ach, tyle tego wszystkiego było. Potem Gustavo wyjął dwie płyty, jedną ofiarował Sophie coś mówiąc po hiszpańsku, a drugą Camille i rzekł do niej:
-         Oto płyta z hiszpańskimi piosenkami, mam nadzieję, że Ci się spodoba. Na wszystkie złe i dobre chwile w Twoim życiu. Zanim poczujesz się, że jesteś sama, pamiętaj, że są ludzie, którzy są z Tobą i będą z Tobą. – powiedział to głosem tak poważnym, a Camille od razu zrobiła się cała czerwona i tylko odpowiedziała:
-         Dziękuję Ci bardzo. To bardzo miłe z Twojej strony.
W sumie chyba powinienem się uczyć takich otwartych gestów  od Gustavo, chętnie zrobiłbym jakąś niespodziankę Anrei z jakąś dedykacją od serca, żeby była tylko odpowiednia na to okazja. Pomyślałem o tym półżartem i półserio, a potem Sophie włączyła swoją płytę, zanim Camille zdążyła pierwsza to zrobić ze swoją. Na płycie Sophie było dużo  fajnych przebojów hiszpańskich, które wpadły nam z ucho. Nagle Andres się mnie spytał:
-         To ta Twoja ciocia jest Hiszpanką?
-         Nie – odpowiedziałem – Najpierw jej mąż wyjeżdżał tam do pracy, potem ciocia znudziło się tutaj, więc znalazła w Barcelonie dla siebie samej ciekawą pracę, a że znała hiszpański, to jej się jeszcze bardziej powiodło. No i później sprzedali mieszkanie i przeprowadzili się na stałe do Hiszpanii.
-         Rozumiem. – powiedział Andres. Nagle poderwał się Anthony:
-         Przepraszam, miło było, ale na mnie już czas. Dobranoc. – powiedział  ziewając i wyszedł z pokoju zagadując mnie – Ty też długo nie siedź, bo zaśpisz jutro na to co masz zrobić.
-         Spokojnie, jutro mam wolne! Na szczęście – zaśmiałem się.
-         W porządku,  tylko nie uciekaj rano  stąd potajemnie, żebyś więcej takich numerów jak dzisiaj nam nie robił – ostrzegł żartując sobie Anthony i  kiwając palcem i poszedł do swojego pokoju. – Jednak ja już też robiłem się senny, pomyślałem, że zostawię dziewczyny same z gośćmi, szybko się pożegnałem i poszedłem spać. Przydał mi się taki jeden wieczór rozrywki, bo nie pamiętam kiedy ostatni raz poczułem się tak swobodnie. Szybko wykąpałem się, po czym położyłem się, i mimo że byłem bardzo zmęczony dzisiejszym dniem, ciągle analizowałem sobie wszystko po kolei, także przebieg całego dnia . Później postanowiłem, że jutro zadzwonię do Andrei  dowiedzieć się ile kosztować będzie naprawa jej samochodu, gdyż stłuczka spowodowana była tylko i wyłącznie z mojej winy i ja poczuwałem się odpowiedzialny za naprawę. Jeżeli by kierował jakikolwiek inny kierowca na miejscu Andrei i w niego bym wjechał, to na bank skończyłoby się dla mnie rozprawą sądową i nie  tylko odebraniem prawa jazdy, ale jeszcze mógłbym dostać poważniejszy wyrok. Przewracałem się z boku na bok, słyszałem tylko chrapanie Anthony. Wstyd mi się zrobiło też, że nie starczyło mi odwagi i nie zadzwoniłem dzisiaj do Andrei, a cały dzień o niej myślałem.. A powinienem był  spytać się czy nadal wszystko jest w porządku, jak żyje po tej stłuczce. To było niesamowite uczucie myśleć o niej, rozmawiać z nią. Kiedy zamykałem oczy widziałem tylko jej twarz, te jej niezwykłe błękitne oczy, w których jakbym widział swoje niespełnione marzenia, coś co tak bardzo pragnąłem. Andrea, która tkwiła w moich myślach, nie dawała mi usnąć. Nie wiem ile czasu trwało zanim zasnąłem. Leżałem, myślałem, aż nie wiem kiedy zasnąłem.

                                  

6 komentarzy:

  1. Och, człowieku masz wielki talent !!! Zakochałam się w tej książce !
    Kocham Johna <3 Szkoda, że nie zadzwonił do Andrei :C
    Ależ on ma pecha... Najpierw autobus a potem pociąg.Ale moim zdaniem dobrze się stało ! Dzięki temu poznał Andresa i Gustavo ! Och, kocham to opowiadanie !(Wiem powtarzam się, ale muszę !) <3 Czytam dalej :)
    Asikeo^^
    PS.Zapraszam do siebie na bloga i liczę na twoją opinię http://asikeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mojej analizy ciąg dalszy :)
    -"Już na przedpokoju stali wszyscy co zamieszkiwali to mieszkanie" - czy nie prościej by było: "Już w przedpokoju stali wszyscy lokatorzy." ?
    -"Matthewa" - Nie, nie, nie. Tak się nie odmienia. Poczytaj: http://marsowe-historie.blog.onet.pl/2012/04/04/poradnik-odmiana/
    -"Szef cię wyleje, zaczynasz zaraz pracować"- nie 'gra' mi to stylistycznie. Co byś powiedział na zmianę tej wypowiedzi na to: "Szef cię wyleje jeśli się spóźnisz!" ?
    -"wymienił za ladą się z panią Issabellą" - 1. szyk 2. pisownia imienia (Isabella)
    -"Wróciłem do wynajmowanego mieszkania" - wyrzuciłabym "wynajmowanego". Nie musisz często podkreślać, że wynajmuje mieszkanie. Sporadyczne wzmianki wystarczą.
    -"(...)powiedziała Camille wybiegając z pokoju z trzema wygniecionymi jej koszulami naraz." - a co byś powiedział na to: "(...)powiedziała Camille, wybiegając z pokoju z trzema wygniecionymi koszulami w rękach."
    -" -A nie zgadniesz !– Camille podskoczyła. – Wpadają do nas kuzyni Sophie z Barcelony.
    -Sophie to się najbardziej cieszy z tego powodu, że poderwie Gustavo! – wchodząc do kuchni dodała żartem Sophie.
    -Nieprawda! – Odpowiedziała Sophie głosem ironiczno żartobliwym." - przeczytaj i przemyśl;)
    -"poznał Gilbertę(jego dzisiejszą żonę) podczas..." - 1. "obecną" pasowałoby lepiej 2. jeśli ta wstawka należy do wypowiedzi postaci, nie oddzielaj jej nawiasem, tylko przecinkami. Chyba, że to coś w stylu wstawki narratora, nie wiem jak to nazwać. W tym wypadku się nie czepiam.
    -"Teraz ja wcale nie myślałem o tym, jedynie o czym myślałem to była jedna rzecz, jaki to jest zbieg okoliczności, że Andrea(...)" - zastanów się nad tym zdaniem...
    -"Ja za ten czas(...)" - znów narrator mówi pospolitym językiem. :/ A co z "ja w tym czasie", albo " ja w międzyczasie" ?
    -"Życie straciło dla mnie w pełnym stopniu sens. Właściwie całkowicie." - przeczytaj uważnie i przemyśl. :)
    -"(...)pogoda była jakże deszczowa i sucha zarazem" - jak pogoda może być deszczowa i sucha zarazem?? :o
    -"Nie zważając na nią, szedłem już do drzwi. Otwierałem już je, kiedy Camille przytrzymała je ręką." - nie podoba mi się to powtórzenie słowa "już"...
    CDN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. -"(...) jednak nie mogłem odnaleźć go" - kogo?? -"aż wreszcie znalazłem ten prawdziwy" - to co, reszta była wyimaginowana? Chyba chodziło ci o "prawidłowy". :)
      -"(...) zasnąć na jakiś długi sen" - Zdecydowanie nie! "Zapaść w długi sen" albo "Zasnąć na długi czas."
      -"(...)było widać gołym okiem jak się podobał jej." - znowu szyk. "...jej podobał"
      -"(...)czymś co mi się przydało od dawna, tylko nie zdawałem sobie nawet z tego dobrze sprawy" - (biorąc pod uwagę kontekst) poprawiłabym na "czymś, czego potrzebowałem od dawna"
      -"Myślę, że zrobiło to dobrze dla nas wszystkich." - Nie! "zrobiło to dobrze nam wszystkim", ewentualnie "wszystkim wyszło na dobre". ;)
      -"W sumie zawsze marzyłem, żeby zwiedzić Hiszpanię, lecz niestety nigdy nie miałem nawet okazji być w Nowym Jorku, a co dopiero mówić o południowej części Stanów Zjednoczonych." - Długo się zastanawiałam nad tym zdaniem i nad tym, co chciałeś przekazać. Po pierwszym przeczytaniu odniosłam wrażenie, że u ciebie Hiszpania leży w południowej części USA... :) Dopiero po kilku kolejnych "razach" dotarło...
      -"Szybko wymyłem się..." - chyba jednak "umyłem", albo "wykąpałem"...
      -"...jutro zadzwonię do Andrei i dowiedzieć się..."- literóweczka;)
      -"... ja poczuwałem się odpowiedzialny.." - "poczuwałem się do odpowiedzialności" albo "czułem się odpowiedzialny"
      -chrapanie Anthonego - powtarza się na samym końcu i kilka zdań wcześniej. Zastanawiałam się, czy to celowe posunięcie, czy po prostu to chrapanie tak ci się spodobało ;)
      -"coś, co tak bardzo pragnąłem" - czego! "coś, czego tak bardzo pragnąłem" :)
      To tyle na dzisiaj.
      To, co napisałam, to takie chyba najbardziej rzucające się w oczy. Ale jak wspomniałam wcześniej (pod rozdz. 1), będziesz musiał popracować, szczególnie nad aspektem stylistycznym. Bo co do fabuły, pomysłu na opowiadanie to cóż... Gdyby mi się nie podobało, nie czytałabym kolejnych części, prawda? :) Masz talent, ale musisz go szlifować.
      Pozostałe dwa rozdziały poczytam jutro, jak będę mieć czas.
      Pozdrawiam,
      Sara Cerva.

      Usuń
    2. Dziękuję za te wszystkie poprawki. Naprawdę miło mi, że tyle bezinteresownego wkładu włożyłaś w poprawianie moich błędów, żeby ulepszyć moje opowiadanie. ;) Dzięki, póki co poprawiłem pierwszy rozdział i połowę drugiego. ;) Faktycznie, czytając to, sam dostrzegam te błędy. Za każdym razem kiedy czytam, coś znajdzie się nielogicznego, co wymaga korekty, a dzięki Twoim radom, zdecydowanie mi łatwiej te błędy dostrzec. Mam nadzieję, że nie zaprzestaniesz na tych pierwszych rozdziałach, miło mi, że mam tak profesjonalną korektę ;) Pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Pisanie samo w sobie jest bardzo fajnym i rozwijającym zajęciem. Gdy ja zacząłem swoją przygodę z pisaniem starałem się aby każde zdanie było idealne :D Jak się później okazało było to bardzo głupie podejście ponieważ tylko mnie hamowało.
    Staraj się po napisaniu jakiegoś fragmentu, odłożyć go aby sobie poleżał, ochłonąć i ponownie do niego wrócić. Łatwiej jest wtedy dostrzec nieprawidłowości :) Czasami trzeba przeczytać coś kilkakrotnie aby dojrzeć ową nieprawidłowość.
    Tak jak napisałeś wstępie znalazłeś nową pasję jaką jest pisanie. Bardzo dobrze. W tym wszystkim fajne jest to, że pisać można całe życie... ale i całe życie trzeba się rozwijać ^^
    Co do samej treści, jeszcze się w tym wszystkim odnajduje ponieważ jak pewnie kiedyś Ci wspominałem moimi klimatami jest fantastyka i w niej najczęściej się odnajduję ;p
    Zawsze coś mi utkwi szczególnie w pamięci i tym razem było to :

    " ...jesteś młody, naprawdę, powinieneś zawalczyć o to szczęście, bo uważam, że w pełni na nie zasługujesz... "

    Dokładnie. O szczęście trzeba zawalczyć. Czasami walczymy a rezultatów brak lecz jestem zdania, ze na każdego przyjdzie pora :)
    Podoba mi się Twój gust muzyczny i chyba po proszę o jakieś ulubione tytuły ^^

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. I tak w ogóle to te drobne błędy są cudowne :D Jak czytam poprawki Sary to uśmiech mi z twarzy nie schodzi ^^

    OdpowiedzUsuń