sobota, 29 marca 2014

Rozdział 3



ROZDZIAŁ III


Rano obudził mnie gwar z domu. Goście już  wstali, a dziewczyny, jak to one, oczywiście zaczęły się krzątać po domu w takim stopniu, że  ja z Anthonym przebudziliśmy się wyjątkowo wcześniej. Pomyślałem chwilę o Matthewie. Jak mu się wszystko układa. Ma wymarzoną dziewczynę Pauline, z którą pojechał do jego rodziców. Zawsze miał szczęście i nigdy nie mógł narzekać na samotność. Dookoła tętniło życie, miłość, a ja ciągle czułem się jak jakiś odpad. Natomiast kiedy tylko pomyślałem o Andrei, to od razu czułem, że sama rozmowa z nią będzie dla mnie czymś wyjątkowym, czymś co warto doświadczyć, na co warto czekać. Szybko się ubrałem, posprzątałem za sobą pościel,  umyłem się i poszedłem do salonu. Goście od razu powitali mnie, pytając się mnie,  jak mi  się spało, zanim ja zdążyłem spytać ich o to samo, a w końcu to oni byli naszymi gośćmi. Zaczęli wychwalać jak dobrze wyspali się u mnie w pokoju, choć pokój w takim mieszkaniu jak to w wynajmowanym mieszkaniu, specjalnych wygód nie ma. Ale to co powiedzieli, było bardzo miłe z ich strony. Wczorajszy wieczór był naprawdę przyjemny. Na chwilę mogłem się oderwać od swych codziennych zmartwień i trosk. Sophie  z Camille od razu przyniosły herbatę i resztę jedzenia z wczoraj, zresztą widać na oko było, że będziemy mieli święta przez cały tydzień, o ile to się jedzenie nie zepsuje. Znając Sophie, będzie chciała  zapakować im połowę jedzenia do siebie, lecz wątpię, że w ogóle goście zgodzą się podróżować z tym wszystkim i tłuc się po lotniskach. Zasiedliśmy wszyscy do stołu i zabraliśmy się za jedzenie. Fakt, trzeba było przyznać, że Sophie i Camille  potrafiły naprawdę dobrze gotować. Tak na marginesie Sophie mimo, że egzaminy  zdała przyzwoicie i dostała się na studia chemiczne, tak jak chciała, do tej pory często narzeka na swoich rodziców, że nie pozwolili jej iść wcześniej  do szkoły średniej o profilu gastronomicznym. Że te dziewczyny zawsze muszą grymasić, pomyślałem. Ale niestety, nie  wszyscy mieli wszystko co chcieli tak na zawołanie. Babcia przy wyborze liceum zaufała mi, że wybiorę szkołę, która da mi jak największe korzyści. Wybrałem dość dobre liceum i dostałem się nawet na studia. Najpierw marzyłem o studiach prawniczych, jednak próg był zbyt wysoki i niestety się na nie dostałem. Jednak i turystykę zarwałem, gdy babcia zachorowała.  Robiłem wszystko, żeby wyzdrowiała, niestety nie udało mi się. Przynajmniej cieszę się, że ostatnie chwile jej życia spędziłem koło niej, robiąc jej herbatę, podając leki.
Powracając do tematu, zjedliśmy śniadanie, podczas gdy Andres i Gustavo, opowiadali różne europejskie zwyczaje, a także ich tradycje hiszpańskie. Zapraszali nas do siebie, kiedy będzie organizowana Corrida. Zaproponowali, żebyśmy wtedy pojechali wszyscy do nich do Barcelony, a stamtąd do Madrytu zaobserwować walkę z bykami, jednak Sophie kategorycznie odmówiła, zapowiedziała, że nie będzie patrzyła na te walki, gdyż nie może patrzeć na takie tortury. Owszem, powiedziała, że chętnie przyjedzie, ale nie pójdzie w żadnym stopniu Corridę. Natomiast Camille patrząc w kierunku Gustavo i Andresa rzekła, że w dobrym towarzystwie chętnie przejedzie się pooglądać i Corridę. Pomyślałem tylko, że gdzie by ona nie pojechała za Gustavo?! Nawet i by  do Australii z pewnością się z nim przeleciała. Po śniadaniu poszliśmy się wszyscy przejść na spacer po Hayward. Osobiście mimo uroku miasta, zawsze tęskniłem za rodzinnym domem, rodzinną wsią  i gdy podejmowałem się studiów patrzyłem tylko na to, żeby było jak najbliżej do domu. Poszliśmy nad rzekę, a także w wiele  innych ciekawych miejsc. Sophie mówiła do nich wszystko po hiszpańsku, więc nie bardzo to było dla nas zrozumiałe.  Jednak ten język bardzo mi się podobał. Szczerze, pomyślałem, że zamiast niemieckiego, wolałbym się mimo wszystko nauczyć hiszpańskiego i teraz mógłbym zaimponować przed Andreą. Szliśmy tak oto, Sophie nadawała z  ciągle wraz z Andresem i Gustavo, Camille szła koło nich nie odzywając się, gdyż nie mogła ani na chwilę spuścić z oka Gustavo, a ja szedłem za nimi z Anthonym, który nabijał się właśnie z Camille. Szczerze, zastanawiałem się i doszedłem do wniosku, że dużo bym był w stanie na dzień dzisiejszy zrobić dla Andrei, mimo, że przecież wcale jej jeszcze nie znam. Zastanawiałem się czy powinienem o niej komukolwiek opowiedzieć, że to właśnie ona, dziewczyna o której myślę,  była w tym drugim samochodzie, z którym się tego dnia zderzyłem. A może lepiej nic o niej nie wspominać? Uznałem jednak, że będę trochę tajemniczy i postanowiłem nikomu nie mówić. Spacerowaliśmy po mieście bardzo długo, a dzień mi się dłużył jak niewiadomo co. W godzinach popołudniowych wróciliśmy do mieszkania i zjedliśmy późny obiad. Ja się praktycznie w ogóle nie odzywałem, do głowy nasuwała mi się jedynie myśl, żeby jak najprędzej pójść do pokoju i w ciszy zadzwonić do Andrei. Miałem ochotę ją zobaczyć, po prostu spytać jak się czuje. Miałem jakąś dziwną wewnętrzną potrzebę, żeby się z nią spotkać, bo przy niej wydawało mi się, że czułem się inną osobą niż jestem. Wyciągnąłem  mój telefon, otworzyłem  listę kontaktów, kliknąłem tam gdzie miałem wpisaną w kontakty Andreę. Postanowiłem raz jeszcze w myślach przećwiczyć rozmowę. Jak tu zacząć, może po prostu: „Cześć Andrea, jak się czujesz, kiedy się widzimy, bo musimy się rozliczyć co do kosztów naprawy”, czy może jednak wysilić się na coś bardziej oryginalnego. Niestety Sophie nie dała mi spokoju i wołała w tej chwili do stołu. Podczas obiadu, także myślałem o Andrei i  stwierdziłem, że mogła się poczuć nieco zażenowana, iż przez cały wczorajszy  dzień do niej nie zadzwoniłem. Podczas obiadu wszyscy dostrzegli, że byłem nieco zmieszany i spięty. Jadłem łapczywie, nowo otworzone wino hiszpańskie popijałem zbyt szybko niż mi przystawało je pić. Ledwo skończyłem powiedziałem, że muszę wykonać ważny telefon i natychmiast wyszedłem do pokoju. Zacisnąłem kciuki, następnie wziąłem telefon do ręki, miałem wielką tremę. Ale  dopóki nie przestanę się cackać z życiem do niczego nie dojdę. Przed Andreę nie mogę być odebrany jako nieudacznik czy chłopiec, który sam nie potrafi iść do przodu. Jestem już dorosłym facetem i muszę się tak zachowywać. W końcu mam już dwadzieścia lat. Z takim nastawieniem wziąłem telefon i zabrałem się za wykonanie  połączenia. Przez pewien czas myślałem, że się nikt  nie zgłosi, lecz w pewnym momencie usłyszałem... Usłyszałem jej głos. Jedyny , niepowtarzalny:
-         Tak słucham? – odezwała się . Gdy tylko ją usłyszałem, jakby mi mowę odebrało, nie byłem w stanie nic więcej powiedzieć. Po prostu jakbym zapomniał o tym, co mam powiedzieć. Andrea odezwała się ponownie:
-         Halo? – samo słuchanie jej głosu było dla mnie czymś szczególnie wyjątkowym. Moje serce zaczynało bić szybciej. W końcu zebrałem się na odwagę i rzekłem.
-         Witaj Adrea.
-         John! Miło mi  znowu słyszeć Twój głos. – odezwała się. To było niesamowicie miłe odczucie. Czułem się taki doceniony, że cieszy się słysząc mój nieszczęsny głos, a przecież dlaczego by się miała cieszyć na głos jakiegoś byle jakiego, nic nie znaczącego chłopka, który ani nie zaimponuje niczym przed nią, a tylko spowodował niemalże poważny wypadek,  przez którego będzie miała teraz nieprzyjemności.
-         Naprawdę cieszysz się, że mnie znów słyszysz? – spytałem się uśmiechnięty – To miłe. Sam muszę przyznać, że dzwonię do Ciebie w dwóch sprawach. Jedna, to chciałbym się z Tobą spotkać się i uzgodnić się co do pokrycia kosztów za naprawę Twojego auta.
-         Przestań. – przerwała mi Andrea. – Jeżeli tylko i wyłącznie z tego powodu do mnie dzwonisz, to naprawdę wiedz, że dam jakoś póki co radę, stłuczka jak stłuczka, mój samochód i sama z nim sobie poradzę, a kosztem się nie przejmuj. Jeszcze o tym porozmawiamy, jak będzie taka konieczność oczywiście.
-         Bo będzie. Andrea, uważam, że powinniśmy się spotkać i pomówić o tym.
-         Wiesz co,  wybacz, ale nie. – stanowczo powiedziała Andrea. Wtedy wskoczyło mi ciśnienie. Pomyślałem „dlaczego?”, przecież powiedziała, że  miło jej, że usłyszała mój głos, lecz nie chce się ze mną spotkać? Jednakże Andrea kontynuowała:
-         Nie chcę z Tobą się spotkać, żeby mówić wciąż o tym co się zdarzyło kilka dni temu. Uważam, iż nie ma sensu rozprawiać nad tym nieprzyjemnym zdarzeniem, bo ani mi ani Tobie ten temat nie będzie sprawiał przyjemności.
-         Ale Andrea, czym szybciej to załatwimy tym lepiej.- nalegałem.
-         Sprawę uważam za zakończoną. A teraz nie ma sensu tego rozwlekać- dodała. W sumie rozmowa o samochodzie to miał być pretekst, żeby się z nią spotkać i szczerze mówiąc w tym miejscu nie wiedziałem co mam powiedzieć, aż Andrea spytała się mnie pierwsza czy jeszcze jestem przy telefonie. Postanowiłem spróbować jeszcze raz:
-         Czy aby na pewno uważasz, że na dzień dzisiejszy rozmowa o kosztach nie ma sensu? Spotkajmy się, proszę Cię. Andrea jakby naraz zmieniła zdanie, ale to wyglądało tak jakby nie o samochód jej się rozchodziło.
-         Hm, w sumie skoro mimo wszystko tak  nalegasz  i chcesz zaspokoić swój honor, więc dobrze. Ale będziemy porozmawiamy też na inne tematy.
-         Pewnie. Uznajmy, że można tak powiedzieć – zażartowałem – to co?  O której? Po czym oznajmiłem:
-         Do rozmowy o samochodzie prędzej czy później będziemy musieli wrócić, jak czym prędzej o tym pomówimy, to będzie lepiej i dla Ciebie i dla mnie. Al myślę, że masz rację. Poznamy się przy okazji, porozmawiamy na inne, może bardziej przyjemne tematy – teraz się zdobyłem na odwagę i dodałem- poza tym chciałbym widzieć na własne oczy, czy wszystko jest z Tobą w porządku. Będziesz miała jakiś dojazd do Hayward, żeby się spotkać dziś wieczorem?
-         Pewnie,  przyjadę samochodem  kuzynki, a odnośnie Twojego pytania czy wszystko ze mną w porządku, to jasne! Wszystko jest dobrze, o to się nie martw, powiedz tylko gdzie się spotkamy..
-         Na tej popularnej starówce w Hayward jest słynna, przyjemna restauracja „Gold table”- spotkajmy się właśnie w niej. Może być? Mam nadzieję, że trafisz na tą starówkę bez problemu. Tam koło fontanny i parkingu jest akurat restauracja.
-         Jasne. Myślę, że dam radę. Jak nie, to będziemy się kontaktować telefonicznie.
-         Wspaniale – Będę tam czekał na Panią. Seniora. –zażartowałem po hiszpańsku, bo nic więcej nie umiałem powiedzieć.
-         Jak miło słyszeć hiszpański w Twoim wykonaniu. Po czym dodałam „guapo”, to było coś  także w języku hiszpańsku, tylko, że nie wiedziałem co dokładnie znaczy, a bardzo mnie to intrygowało.
-         Do zobaczenia. – odpowiedziałem, połączenie zostało już zakończone i wtedy powiedziałem: „piękna”. Miałem nadzieję, że jak spytam Adresa czy Gustavo o to, to będą wiedzieli o co mi chodzi. A więc natychmiast pobiegłem do salonu gdzie siedzieli i przy wszystkich spytałem Hiszpanów co oznacza owe słówko.
-         Aaa, Ci chodzi o „guapo” ? - spytał Gustavo, a potem poparzył się mi prosto w oczy i tylko rzekł: - Uuu, skąd Ci takie pomysły przychodzą do głowy?
-         Tak po prostu potrzebuję wiedzieć, moja koleżanka co zna hiszpański tako zażartowała. – Wtedy Gustavo wstał, uśmiechnął się, rozłożył ręce i rzekł:
-         To wszystko jasne! Podobasz się dziewczynie, skoro tak do Ciebie powiedziała.
-         Skąd wiesz? –spytałem go.
-         „Guapo” oznacza, że jesteś przystojny. Wtedy pozostali lokatorzy zaczęli się śmiać i żartować, że chyba prowadzę jakieś potajemne związki. – Odpowiedziałem im, że nie, aż tak dobrze mi się nie wiedzie, to oni na to, żebym był spokojnym, bo to za niedługo przyjdzie na to pora. W sumie wątpiłem, traciłem wszelką wiarę, że jakakolwiek dziewczyna mnie zechce. Więc i pewnie teraz zrobiłem sobie głupią, bezsensowną nadzieję, a na bank w rezultacie dostanę kosza. Przecież nasze spotkanie na pewno  skończy się na załatwieniu  zwykłych formalności związanych ze stłuczką i tyle. Ubrałem się w dosyć elegancki strój, w końcu założyłem najlepsze rzeczy jakie miałem. Następnie szybko pożegnałem się ze wszystkimi i opuściłem stancję. Do starówki było gdzieś nie więcej niż pół godziny drogi pieszo. Idąc wpadłem na genialny pomysł. Przecież nie wypada przyjść na spotkanie z Andreą z pustymi rękami. Zaszedłem do kwiaciarni. Przede mną stał jakiś młody mężczyzna, który kupował tulipany dla swojej dziewczyny. Osobiście, pierwsza moja myśl, która mi się nasuwała, to też taka, żeby kupić bukiet tulipanów, to by na pewno ucieszyło Andreę.
-         Słucham, co podać? – odezwała się kobieta sprzedająca.
-         Poproszę taki sam bukiet z tulipanów, co sprzedawała Pani przed chwilą. – poprosiłem, jednakże nagle przypomniał mi się ten incydent w polu podczas stłuczki samochodowej, przypomniała mi się Adrea, stojąca, wpatrująca się we mnie, a także jej słowa:  „Róża jest dla mnie kwiatem wyjątkowym, to tylko kwiat, a tyle dla mnie znaczy.”. To były słowa Andrei, a także mojej babci. Sprzedawczyni już wybierała tulipany, gdy nagle powiedziałem:
-         Wie Pani, jednak zamiast tulipanów wezmę różę. Jedną dużą ciemno-czerwoną, z jedną tradycyjną wstążką. – Tak też kobieta uczyniła. Wybrała mi piękną, dużą różę, do niej przywiązując wstążkę. Szybko zapłaciłem i pobiegłem do restauracji, żeby czasem się nie spóźnić. Czasu miałem jeszcze sporo, lecz ja już chciałem zapobiec wszelkim niepotrzebnym wpadkom. Pamiętam, restauracja „Golden Table” zawsze mi się bardzo podobała. Pamiętam, że jeszcze  kiedyś dawno,  byłem na osiemnastce mojej koleżanki w tej samej restauracji i spodobała mi się tam pewna dziewczyna, oczywiście miała już chłopaka. Wszedłem do lokalu, sporo się jednak w nim zmieniło odkąd byłem tutaj po raz ostatni. Ale już na wejściu, poczułem ten pozytywny nastrój, wybrałem moje ulubione miejsce przy oknie. Zająłem je. Podszedł kelner podał menu. Powiedziałem, że póki co się wstrzymam od zamawiania. Patrzyłem co rusz to na godzinę. Czas mi się dłużył niezmiernie. Z jednej strony się niecierpliwiłem,  z drugiej bałem, że coś popsuję, że czymś się ośmieszę, nie należałem do ludzi zbytnio atrakcyjnych z charakteru, byłem raczej skromny. Nagle zadzwonił do mnie telefon. Okazało się, że to jest Casper, który stwierdził, że koszt naprawy nie będzie zbyt duży, a także, że po znajomości upuści nam za oba samochody. Wiadomość mnie niezmiernie ucieszyła. Gdy odłożyłem słuchawkę, uniosłem głowę, koło mnie stała Andrea. Spojrzałem na nią, ona wpatrywała się we mnie.
-         Cześć. – powiedziała nieśmiało. W planie miałem, żeby bynajmniej starać się grać przebojowego faceta, bo to w końcu takie na czasie, ale nagle przypomniała mi się babcia, która zawsze mi powtarzała, żebym nigdy w życiu nie udawał kogoś innego niż jestem, żebym nie zmieniał się pod wpływem społeczeństwa, nie próbował na siłę się do niego dostosować, bo stracę wszelką wartość jaką gdzieś w sobie mam. Dlatego wziąłem sobie te słowa do serca i postanowiłem po prostu być sobą.
-         Hej. – odpowiedziałem. Andrea nadal  stała, więc dodałem – Usiądziesz?
-         Jasne. – rzekła Andrea Zdjęła swój płaszcz. Była ubrana w czerwoną sukienkę. Inną niż wtedy. Wyglądała znowu jakby była z bajki. Jej oczy aż lśniły. Właśnie zastanawiałem się, jak powinien się zachować prawdziwy dżentelmen, czy najpierw zacząć od „menu” czy coś zagadać, ale wpierw wypadało ofiarować różę, którą  dla niej kupiłem, więc problem kolejności rozwiązał się sam.
-         Mówiłaś, że lubisz róże –zacząłem – Proszę, oto też róża dla  Ciebie. – i podałem Andrei kwiata. Andrea wpierw spojrzała na mnie, potem na różę, potem znowu na mnie. Oczy miała takie jakby się za chwilę miała rozpłakać, albo fakt, że dostała zwykłą różę tak ją wzruszył.
-         Dziękuję! Nawet nie wiesz, jaką radość mi sprawiłeś. Ta róża jest taka piękna. – Powiedziała.
-         Przecież to drobiazg. Takich róż jest wiele, w każdej kwiaciarni ją dostaniesz. Ale cieszę się, że Ci sprawiłem przyjemność, oto właśnie chodziło. – powiedziałem.
-         Nie pamiętam, kiedy ostatni raz dostałam jakąkolwiek różę –  Andrea powiedziała wzruszonym głosem.
-         Coś Ty? –spytałem się zdziwiony. – E tam, przypomnij sobie, na pewno dużo ich dostałaś.
-         Mówię poważnie- odparła Andrea. – Ale może to i dobrze? Róża to kwiat wyjątkowy, jakbym codziennie dostawała ją od pierwszej lepszej osoby, to nie byłoby dla mnie takie wyjątkowe jak jest teraz. Dziękuję raz jeszcze.
-         Naprawdę nie musisz. To ja się cieszę, że taką radość Ci tym sprawiłem. Nawet nie wiedziałem, że przywiążesz uwagę do takiego drobiazgu.
-         To nie był dla mnie drobiazg. Sztuka człowieka polega na tym, żeby każdy drobiazg, który otrzymujemy od kogoś, coś znaczył. Gdybyśmy wszyscy to doceniali i cieszyli się z tak zwanych „drobiazgów” świat byłby lepszy. Dużo lepszy, niż jest. – W tym momencie podszedł do nas kelner, podając nam menu, bo  już siedzieliśmy we dwójkę.
-         Na co masz ochotę? – spytałem Andreę, gdy otworzyliśmy księgę najróżniejszych potraw.
-         Wiesz co, głodna jestem, specjalnie nie najadałam się w domu, żeby teraz lepiej mi smakowało, ale przy okazji powiem Ci, że nie jadam mięsa. Jestem wegetarianką.
-         Czyżby? – spytałem - szczerze mówiąc, nie wiem jak wytrzymujesz nie jedząc mięsa? Rozumiem, że można nie jeść przez jakiś czas, ale żeby tak cały czas? –zdziwiłem się.
-         To tylko kwesta czasu. Nie jem mięsa odkąd skończyłam siedemnaście lat. Kocham zwierzęta, na każdy kawałek mięsa, którym się zajadamy, zwierzę musiało się namęczyć i cierpieć. Po to tylko, żebyśmy zasycili swoje głodne żołądki. Ale to osobiste moje zdanie, jasna rzecz, że jak tylko masz ochotę na jakąś  mięsną potrawę, możesz zamówić. Ja po prostu wybiorę jakieś danie wegetariańskie. – słuchając tego wszystkiego co mówi Andrea, co więcej,  jej sposób mówienia, bardzo mnie zaciekawiła jej osobowość. Aż chciało się z nią nawiązywać coraz to większy i większy kontakt. W restauracji grała bardzo ładna, nastrojowa muzyka. Andrea zdecydowała, że weźmie półmisek sałatki z oliwkami, osobiście miałem ochotę na cielęcinę, ale skoro Andrea jest wegetarianką i zafunduje sobie sałatkę, uznałem, że lepiej będzie jak tym razem zamówię też sobie jakieś danie po wegetariańsku  i zamówiłem jakąś potrawę na gotowanych warzywach. Jak tylko  kelner podszedł do nas powtórnie, zamówiliśmy dania, a także białe wino do picia. Chciałem powiedzieć Andrei newsa, jakiego usłyszałem od kumpla, że naprawa aut będzie jak najbardziej udana, i że będzie kosztowała naprawdę bardzo niewiele. Tak więc oznajmiłem jej to, jednak Andrea się tylko uśmiechnęła jakby ją to wcale nie zainteresowała i powiedziała, żebym był spokojny, a teraz, żebyśmy porozmawiali na inne tematy. Wtedy spytałem ją o czym by chciała ze mną pomówić, a ona mi na to odpowiedziała:
-         O życiu. O Tobie, o mnie... Opowiedz mi coś o sobie. Spotkaliśmy się, chciałabym coś więcej wiedzieć o Twojej osobie. – mówiła dociekliwym głosem. Trochę się zmieszałem, bo należałem raczej do nieśmiałych typów ludzi, a zawsze kiedy ktoś mnie prosi, żebym opowiedział coś o sobie, jest to dla mnie duży problem. A tym razem jakoś nie wypadało odmówić. Bałem się, niezmiernie bałem się, że zacznę się jąkać, że powiem coś nietaktownego, czym się tylko skompromituję. Już sporo mi się oberwało w życiu za tę moją nieszczęsną nieśmiałość. Ale dziewczyna pyta to trzeba jej odpowiedzieć.
-         To więc... – tu wziąłem oddech, bo w rzeczy samej, nie miałem pojęcia o czym by tu zacząć.- No to może co byś chciała o mnie wiedzieć? – spytałem z żartobliwym akcentem, nie mając pomysłów.
-         Może to czym chciałbyś się z kimś podzielić. Kim jesteś? Do czego dążysz? Jaki jest Twój cel? – Andrea mnie wypytywała.
-         Hm.. jakby Ci tu powiedzieć –zacząłem- Pracuję w sklepie spożywczym –aż mi się gorąco na sercu  zrobiło, bo zamiast być na studiach, robię za ladą. Chciałem powiedzieć o tych zarwanych studiach, mimo, że nie jestem zwykły się tak otwierać przed ludźmi. – Wynajmuję mieszkanie ze znajomymi, właściwie jestem nie stąd. Tylko z wioski, z której jechałem tutaj, kiedy ujrzałem Ciebie po raz pierwszy. Studiowałem turystykę, przerwałem ją po kilku miesiącach z różnych mi prywatnych powodów. – dodałem.
-         Ach, jaka szkoda,  turystka to taki ciekawy i intrygujący kierunek – popatrzyła się na mnie, po czym jeszcze rzekła - Ale skoro przerwałeś, musiałeś mieć naprawdę powody.
-         Tak, miałem. Żebyś wiedziała, że tak. – powiedziałem wpatrując się nerwowo w kupioną przeze mnie różę, która leżała na stole, a później zerkając na duża fontannę z zza okna, która przy blasku księżyca i gwiazd nabierała przeróżnych kolorów. Bałem się tego, że Andra uzna, że jestem dziwny i inny. Wiele ludzi mi tak już powiedziało, a najgorsze jest to, że oni wszyscy, nawet nie mają pojęcia ile w tym swoim życiu przeszedłem. Jednak należałem zawsze do wrażliwych na słowo osób, także jak ktoś nazywał mnie dziwakiem, było dla mnie istnym ciosem.
-         No cóż – odparła Andrea – Życie nie jest łatwe. Ale sztuką jest to, żeby mimo wszelkich niepowodzeń iść do przodu, walczyć, bo często nasza wiara w siebie i w nasze możliwości może zdziałać bardzo wiele. Nawet to, że dzisiaj wydaje nam się coś nierealne i w gruncie rzeczy nie do przejścia, może jednak wbrew naszym przypuszczeniom spełnić się! Marzyłeś o turystyce, zawalcz o to, żebyś ponownie wrócił na te oto studia.
-         Marzyłem o prawie. Ale turystka także mnie zawsze pasjonowała. Chciałbym podróżować po tym kontynencie, a w sumie nawet nie znam dobrze swojego kraju. Ale teraz jestem sklepowym, takie realia. Każdego dnia przychodzi do mnie masa rozdrażnionych klientów, którzy ciągle wytykają mi, że coś robię nie po ich myśli.
-         Ale kochany, to jest życie – energicznie powiedziała Andrea – Na świecie jest pełno różnych ludzi, życie składa się z wielu smutków, niepowodzeń, małych jak i dużych, jak i też momentów szczęścia. Zawsze marzyłam, żeby zostać aktorką, ale jak doszłam do wniosku, że to jest nierealne w moim przypadku, pogodziłam się z tym, że nie jest mi to dane. Staram się cieszyć się tym co mam, bo życia nigdy nie cofnę.
-         Zastanawia mnie fakt, dlaczego jednak nie złożyłaś papierów do szkoły aktorskiej. Widzę, że tutaj chodzi o coś bardziej poważnego, prawda? – spytałem zaciekawiony.
-         Tak. Przepraszam Cię, to jeszcze nie ten moment, nie czuję się gotowa, żeby Ci o tym mówić.
-         Spokojnie, mi możesz zaufać, nie jestem taki – wtrąciłem
-         To znaczy, jaki? – Andrea spojrzała na mnie z zaciekawionym spojrzeniem.
-         No po prostu. Wiem co to ból, problem, jestem z tym już obeznany. Zrozumiem Cię. Nie jestem taki jak inni, że patrzę tylko na swoje dobro, i że nie potrafię dostrzec czyjegoś cierpienia, bólu. To, że jestem zamknięty w sobie, nie oznacza, że nie jestem wrażliwy na czyjeś krzywdy.
-         Ja wiem, widzę, że dobry z Ciebie człowiek – uśmiechnęła się Andrea – Ja to czuję po prostu. Ale chciałabym najpierw Ciebie poznać, odkryć Twoje wnętrze, przed którym będę mogła się bardziej sama otworzyć. Jestem otwarta dla ludzi, jednak istnieją fakty, z którymi się z nikim nie dzielę. Po prostu nie potrafię. Sama muszę się z tym borykać – kontynuowała.
-         Rozumiem, ale jakby coś to wiesz.. na mnie możesz liczyć – powiedziałem uśmiechając się do niej. Andrea rzuciła na mnie po raz kolejny energiczne spojrzenie:
-         Jesteś tego pewny?
-         Ale czego, że możesz na mnie liczyć? Pewnie. – zapewniłem Adreę. Na to Andrea powiedziała:
-         Wiele z nas tak mówi, a popatrzmy ilu z nich tak naprawdę wywiązuje się z tego. Nie słowa świadczą o człowieku, jaki jest, lecz czyny. Kiedyś jak byłam młodsza, wielokrotnie byłam smutna, ludzie, a nawet osoby, które traktowałam jako przyjaciół, zarzekały się, że nigdy mnie nie opuszczą, niezależnie od sytuacji. Jednakże, gdy poznali mnie bardziej i zobaczyli na własne oczy w czym polega mój problem, odeszli. Odeszli, mimo wielu słów, które wypowiedzieli, mimo wielu obietnic, które mi składali. I powiedz mi, jakiż to sens mają słowa, które wydają się takie wiarygodne lecz nie przeradzają się w uczynki? Nie są warte niczego, nawet jednego zachodu. – skończyła w sposób bardzo poetycki. Słowa i wdzięk jaki tkwił w tym co mówiła bardzo mnie poruszyły. Ciepło zrobiło mi się na sercu, czułem się jeszcze bardziej jej potrzebny, tak bardzo chciałbym jej udowodnić, że nie jestem taki jak ci ludzie. Taki, to znaczy zagorzały, zadufały w sobie, egoistyczny, zakłamany. Zdałem sobie sprawę, że tak wygląda dzisiejszy świat, a ja nieraz patrzyłem na wszystko wokół i też chciałem taki być. Teraz już wiem, że to było głupie. Poza moją babcią, nie spotkałem osoby, która by wypowiadała się w sposób tak bardzo doświadczony jak Andrea. A ona w końcu była taka młoda, wydaje się, że w tym wieku nie można być doświadczonym. Ale Andrea musiała coś przechodzić, to było widoczne gołym okiem. Widziałem w głębi niej jakby jakieś cierpienie. Chciałem się mylić. W tym momencie w restauracji zaczęła grać piękna, nastrojowa muzyka, bardzo pasowała do słów Andrei. Zebrałem te wszystkie myśli i powiedziałem:
-         Andrea, wiem, że dzisiaj moje słowa, są nic nie warte, ale wiedz jedno. Nie wyobrażasz sobie nawet, ile dam, żebyś nie zawiodła się i na mnie. Żebyś nie zawiodła się tak jak na tamtych ludziach.
-         Każde Twoje słowo, każde Twoje spojrzenie jest jakieś dziwnie wiarygodne. Widzę w Tobie człowieka, któremu mogłabym ufać, na którego widok mogłabym się cieszyć. Nie wiem, mam nadzieję, że się nie mylę. – Podróżując wiele  godzin samolotem z Hiszpanii aż tutaj, wyciągnęłam wiele refleksji nad swoim życiem. Między innymi, że nie powinnam tak łatwo ufać. Wszystkim, którym zaufałam, zawiodłam się na nich.
-         Posłuchaj Andrea – oświadczyłem – Jeżeli i na mnie się zawiedziesz jestem ostatnim draniem.
-         Po  co z góry tak siebie oceniasz? Czasami sami dziś myślimy inaczej, a po kilku dniach nie wykazujemy takiego samego entuzjazmu do spraw jak wcześniej.
-         Bo nie jestem wart ani jednej Twojej łzy – nie wiem czemu powiedziałem to, co leżało mi na sercu.
-         Ale Ty przecież taki nie jesteś. Ty jesteś inny. Tak mi powiedziałeś. Nie rozważajmy nawet takiej kwestii, ufam Ci. Rozumiesz? Nie wiem sama, nawet czemu, zaufałam Tobie, a jeszcze kilka dni temu nie miałam bladego pojęcia o twojej egzystencji.
-         Dziękuję – odparłem – Dziękuję za te wszystkie Twoje słowa. To wszystko co mi powiedziałaś jest takie wyjątkowe.
-         Każdy z nas jest wyjątkowy. Ty jesteś wyjątkowy, ja jestem wyjątkowa. Wiesz co, nie zatrać w sobie, tego co masz. A wracając do Twojego tematu. Czuję, że Ty też potrzebujesz rozmowy. Chciałabym się w jakiś sposób poczuwać Tobie potrzebna.
-         Jesteś, nie wiesz jak bardzo. – powiedziałem.
-         Znasz mnie tylko od dwóch dni. Nie wiesz jaka jestem, nie miałeś okazji się o tym przekonać. Nic o mnie nie wiesz.
-         Tak jak Ty nie wiesz nic o mnie – mówiłem. – W tym co mówisz, przypominasz mi moją babcię. Babcię, która umarła kilka miesięcy temu. Osobę, która była dla mnie wszystkim. Całe moje dzieciństwo spędziłem z nią, to ona nauczyła mnie pierwszych liter, to ona nauczyła mnie życia, kochała róże. Tak jak Ty. Nawet to co mi mówisz, to tak jakbym słyszał ją. Kiedy Ciebie ujrzałem po raz pierwszy, kiedy z Tobą rozmawiam czuję się, jakbym rozmawiał z jej aniołem, który wysłała specjalnie dla mnie. Znam Cię krótko, o mało co nie zginęłaś przeze mnie w wypadku, z mojego powodu  masz same kłopoty. Dlaczego mimo to, nie widzisz tego złego we mnie, traktujesz mnie jak przyjaciela, rozmawiasz ze mną,  a prawda jest taka, że ja na Ciebie nie zasługuję.  Rodzice umarli w wypadku samochodowym zaraz po moim urodzeniu. Nawet ich nie pamiętam. Miałem tylko babcię, nikogo więcej, ani jednego prawdziwego przyjaciela. Wtedy jadąc, siedząc za kierownicą, kiedy wydarzyła się ta stłuczka i zanim Ciebie zobaczyłem, myślałem o niej, o babci..- głos mi urwał. Twarz zakryłem dłońmi, nie byłem w stanie nic więcej powiedzieć, kiedy zaczynałem wspominać babcię i to wszystko jeszcze raz analizować czułem, że w środku mięknę, a na sercu zrobiło mi się gorąco. Andrea nie powinna tego widzieć. To w końcu niemęskie. Ale ona przecież chyba mnie zrozumie. Nie jest taka jak setki innych kobiet, jest przecież sobą, jest jedyna w swoim rodzaju. Gdy tylko na nią spojrzałem, była bardzo wzruszona, dokładnie jak w momencie, kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz, z jej oczu płynęły łzy, tak samo jak z moich, zwłaszcza kiedy zobaczyłem smutek Andrei, tą jej niezwykłą wrażliwość, niepowtarzalność. Nie wiedziałem czemu akurat jej o tym powiedziałem. Zwierzyłem jej się, a przecież jej nie znam.  Nikomu nie zwierzałem się z mojego osobistego życia, jednak przy Andrei coś we mnie pękło, z każdą minutą, poczuwałem się, że ona może dla mnie więcej znaczyć niż przyjaciółka moich marzeń, była niezwykle urocza, dojrzała, inteligentna.
-         John –zaczęła – tak mi przykro. Teraz wiem ile przeszedłeś. Teraz rozumiem, że to co mówiłeś o mnie wcześniej było szczere. Rozumiem, że żal za Twoją babcią jest ponad Twoje siły. Ale ona nie chciałaby, żebyś się całe życie zadręczał. Życie człowieka na tym polega, żeby potrafić pozbierać się z wszelkich upadków. Twoja babcia na pewno chce Twego szczęścia. Ona kształtowała Ciebie, Twoją osobowość, dzięki niej jesteś taki jaki jesteś, jesteś wspaniały.– patrzyła na mnie i mówiła to ze łzami w oczach tak, że ja całkowicie nie potrafiłem pohamować swojego wzruszenia, bo dawno z nikim w taki sposób nie rozmawiałem. Co więcej, dziwiłem się sam sobie, że podczas pierwszego naszego spotkania już tyle o sobie jej opowiedziałem. W tym momencie podszedł kelner podając nam zamówione przez nas dania. Postawił butelkę białego wina. Muzyka, która grała, sprawiała, że czułem, że mógłbym tutaj siedzieć całą noc. Nalałem wino do kieliszka Andrei, potem do swojego.
-         Przepraszam, nie chciałem zaczynać tematu o sobie. Nie wracajmy do tego. Po prostu jedzmy teraz. – powiedziałem i uśmiechnąłem się do Andrei.
-         Nie potrafię wyrazić tego jaka jestem wdzięczna Tobie, że mi to wszystko powiedziałeś. Nie wiem czym sobie zasłużyłam na Twoje zaufanie. Ja także chciałabym Ci pomóc, najlepiej jak potrafię. Wiem, moje słowa nie odmienią Ci życia, ale może bynajmniej będzie Ci łatwiej, wiedząc, że jest istnieje gdzieś tam ktoś, dla kogo nie jesteś obojętny.
-         Przecież przeze mnie masz same kłopoty, nie dość, że spowodowałem wypadek, to jeszcze użalam się nad sobą, a Ty mimo wszystko... – byłem zaskoczony, że Andrea ta bardzo chciała mi pomóc.
-         ..Mimo wszystko zaciekawiasz mnie. Jesteś człowiekiem, tak samo jak ja nim jestem, wszyscy popełniamy błędy. – przerwała.
-         Tak, tylko tutaj chodziło o Twoje życie – wtrąciłem.
-         Może lepsze życie. Może było dane mi Ciebie poznać i gdyby nie to zderzenie, nigdy bym Ciebie nie poznała i nigdy bym się nie dowiedziała o Twoim istnieniu. A może to było moje przeznaczenie, żeby Cię spotkać i być w jakiś sposób dla Ciebie potrzebna. A teraz masz rację, jedzmy. – na końcu wypowiedzi Andrea uśmiechnęła się i przeszliśmy do części jedzenia. Potem stuknęliśmy się kieliszkiem wina, zaczęliśmy jeść. Jedzenie było przepyszne. Jedliśmy wolno, delektując się, tak jak przystawało zachowywać się w restauracji, jednak jedząc co chwilę, wymienialiśmy się wzajemnym uśmiechem. Z zza okna rozlegał się piękny widok na fontannę.  Zaczęliśmy żartować, rozmawiać o jedzeniu, o przyrządzaniu tych smacznych potraw, późnej Andrea opowiedziała mi trochę o swoim pobycie w Stanach Zjednoczonych. Wywnioskowałem, że jest  odwiedzinach u kuzynki i cioci i bardzo się jej tutaj podoba. Andrea opowiadała o wszystkim, ale ani słowem nie wspomniała nic o swoim życiu, mówiła tylko o słonecznej pogodzie w Hiszpanii, o tym co w jej kraju jest godne zobaczenia. Aha, jak spytałem czym się zajmuje, odpowiedziała mi, że uprawą ziemi, zbiorami warzyw i wychowywaniem młodszego rodzeństwa, bo dowiedziałem się, że pochodzi z rodziny z pięciorgiem dzieci, w tym ma trzy siostry i jednego brata. Dziwiło mnie, że nie studiuje, jest taka inteligentna. Pomyślałem, że ma problemy finansowe i po prostu wstydzi się do nich przyznać, a na studia brakowało jej pieniędzy. Ale to było trochę sprzeczne z jej kosztownym strojem, była ubrana w sposób należyty, widać, że sukienka jej pochodziła z nietaniej i porządnej firmy.  Gdy już wszystko skończyliśmy jeść, porozmawialiśmy jeszcze spory kawał czasu, gdy do Andrei zadzwonił telefon, okazało się, że to kuzynka, która przywiozła ją  do Hayward, a sama musiała również pozałatwiać swoje sprawy i chciała już powoli wracać, więc zadzwoniła po Andreę. Dlatego też wstaliśmy i wyszliśmy przed budynek. Postanowiłem odprowadzić ją w wyznaczone miejsce, pod które miała samochodem przyjechać jej kuzynka. Była piękna, gwieździsta noc. Usiedliśmy na ławce przy fontannie. Było chłodno.
-         Podobno jakoś o tej porze mają spadać meteoryty. Wiesz, ponoć wtedy, kiedy widzisz jakiś spadający należy pomyśleć swoje marzenie. Wtedy może się spełni.
-         Nie wierzę w takie coś - powiedziałem.
-         A ja wierzę, mimo, że jeszcze się ono nie sprawdziło. Ale ponad wszystko ciągle o tym marzę i ciągle wierzę, że kiedyś to się stanie.
-         Z Ciebie to widzę jest niezła romantyczka. – zażartowałem.
-         Bo życie może być piękne, tylko musimy wszyscy tego chcieć i dążyć ku temu. Za każdym dniem, smutnym dniem, kiedy czuję, że wszystko traci sens poczuwam się potrzebna dla moich sióstr, brata, kuzynki, przyjaciół, oni nadają sens mojemu życiu. Wiem, że budzę się dla nich, żyję dla nich. I to jest rzeczą niezwykle piękną, nadającą wszelki smak.
-         Wiesz cieszę się, że Ciebie poznałem. Mówisz w sposób niezwykle dojrzały- popatrzyłem na nią z jeszcze większą fascynacją.  
-         Ja również, jesteś bardzo wartościowym człowiekiem, musisz w siebie tylko uwierzyć. I potrzebujesz czasu, ale zasługujesz na bycie szczęśliwym, Twoja babcia na pewno by tak chciała. Uwierz mi. – W tym momencie zobaczyłem spadający meteoryt. Pomyślałem sobie szybko moje skryte marzenie. Pomyślałem o tym, żebym znalazł miłość mojego życia, a dokładniej, żebym był już na zawsze kimś ważnym dla Andrei. Moim marzeniem było, żeby spędzić z nią jak najwięcej pięknych chwil. Po prostu czułem, że chyba się w niej zakochałem. Żadne uczucie do dziewczyny, towarzyszące mi w życiu nie było tak silne jak teraz. Po dzisiejszym dniu czułem się kompletnie odmieniony. A to wszystko przez jedną osobę. Kobietę siedzącą koło mnie na ławce. Zaraz się poderwała, bo zobaczyła nadjeżdżający z dala samochód kuzynki. Wstaliśmy.  Swoją rękę Andrea położyła na moim ramieniu, w drugiej trzymała otrzymaną ode mnie różę. Zrobiłem to samo ze swoją ręką, położyłem na jej. Powiedziała mi:
-         Dziękuję Ci za wieczór. Będę go długo pamiętać. – Swoimi oczętami wpatrywała się głęboko w moje, a ja w niej. Miałem ochotę ją pocałować. Miałem wrażenie, że ona mnie też. Odezwałem się:
-         Mam nadzieję, że jeszcze nie jeden spędzimy taki wieczór. – spojrzałem na nią. Ona we mnie. Usłyszałem jej oddech. Przytuliła się do mnie, objęła mnie, ja ją, potem puściła mnie i powiedziała:
Powodzenia, wierzę, że będzie dobrze, musi być! Jesteś silny! – tym słowami jeszcze chwilę na mnie spojrzała, potem powiedzieliśmy sobie „Dobranoc” patrząc sobie głęboko w oczy, następnie Andrea  odwróciła się i poszła do samochodu. Przed wejściem rzuciła jeszcze ku mnie ostatnie spojrzenie i do niego wsiadła. Stałem w osłupieniu. Przyglądałem się z niezwykłą dokładnością, jak oddalał się jej samochód, był coraz mniejszy i mniejszy, zniknął na horyzoncie, niczym powędrował w świat. Świat beztroski, nieprzewidywalny, wielki świat

3 komentarze:

  1. No i wróciłam... ;)
    -"Pomyślałem chwilę o Matthewie..." - znów odmiana.
    -"(...)o ile to się jedzenie nie zepsuje." - szyk - "jedzenie" przed "się"
    -"(...)ale nie pójdzie w żadnym stopniu Corridę" - 1. zgubiłeś "na", ale to drobiazg. 2. wydaje mi się, że miałeś na myśli "w żadnym wypadku".
    -"(...)teraz mógłbym zaimponować przed Andreą." - jeśli się nie mylę, to możemy zaimponować komuś, a nie przed kimś; w tym wypadku "zaimponować Andrei"
    -"(...)jakby nie o samochód jej się rozchodziło." - Poczytaj: http://obcyjezykpolski.strefa.pl/?md=archive&id=32 szczególnie akapit 2.
    -"(...)incydent w polu podczas stłuczki..." - wydaje mi się, że w tym przypadku "na polu" byłoby bliższe prawdy...
    -"(...)i podałem Andrei kwiata." - Że co proszę?? Za to należy ci się porządny kuksaniec! ;)
    -"Kocham zwierzęta, na każdy kawałek mięsa, którym się zajadamy, zwierzę musiało się namęczyć i cierpieć." - a co byś powiedział na taką wersję: "Kocham zwierzęta, a każdy kawałek mięsa, którym się zajadamy, jest okupiony cierpieniem zwierząt." ?
    -"(...)jasna rzecz, że jak tylko masz ochotę..." - szyk, "rzecz jasna"
    -"(...)słuchając tego wszystkiego co mówi Andrea, co więcej, jej sposób mówienia, bardzo mnie zaciekawiła jej osobowość." - jeśli już, to "jej sposobu mówienia"; powiem więcej, zmieniłabym to zdanie następująco: "Kiedy słuchałem tego, co i w jaki sposób mówiła Andrea, bardzo zaciekawiła mnie jej osobowość."
    ­-"(...)właściwie jestem nie stąd." - szyk zdania; "nie jestem stąd"
    ­-"(...)żebyś ponownie wrócił na te oto studia." - "oto" jest tu zbędne
    -"Wszystkim, którym zaufałam, zawiodłam się na nich." - a co powiesz na to: "Zawiodłam się na wszystkich, którym zaufałam."
    CDN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ­-"(...)jakbym rozmawiał z jej aniołem, który wysłała specjalnie..." - którego! "aniołem, którego wysłała"
      ­-"(...)że jest istnieje gdzieś tam ktoś, dla kogo nie jesteś obojętny." - zdecyduj się. Nie wszystko naraz. Albo "jest", albo "istnieje".
      ­-"Potem stuknęliśmy się kieliszkiem wina..." - przemyśl to zdanie.
      -"Gdy już wszystko skończyliśmy jeść, porozmawialiśmy jeszcze spory kawał czasu, gdy do Andrei zadzwonił telefon, okazało się, że to kuzynka, która przywiozła ją do Hayward, a sama musiała również pozałatwiać swoje sprawy i chciała już powoli wracać, więc zadzwoniła po Andreę." - odnoszę wrażenie, że jakoś za dużo tu wszystkiego, ale może to tylko moje wrażenie...
      -"Za każdym dniem, smutnym dniem, kiedy czuję, że wszystko traci sens poczuwam się potrzebna dla moich sióstr, brata, kuzynki, przyjaciół, oni nadają sens mojemu życiu." - a co powiesz na to: "Zdarzają mi się takie smutne dni, kiedy czuję, że wszystko traci sens. Ale kiedy jestem potrzebna moim siostrom, bratu, przyjaciołom, czuję, że oni nadają sens mojemu życiu." ?
      -"Swoimi oczętami wpatrywała się głęboko w moje, a ja w niej." - końcówka mnie razi. Nawet nie wiem, jak to poprawić, żeby ładnie brzmiało. Może po prostu "Patrzeliśmy sobie nawzajem głęboko w oczy." ?
      -"(...)tym słowami jeszcze chwilę na mnie spojrzała..." - a co ty na to: "po tych słowach spojrzała na mnie jeszcze raz" ?
      -"Świat beztroski, nieprzewidywalny, wielki świat." - Fajne zdanie, tylko tego "świata" trochę za dużo. Proponuję usunąć ten z początku zdania.
      To wszystko.
      Pozdrawiam i życzę weny do dalszego pisania ;)
      Sara Cerva.

      Usuń
  2. Świetne <3
    Nie dawno zaczęłam czytać :P
    Wciągło mnie na maxa :*
    świetnie piszesz <3
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń