środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 5


ROZDZIAŁ V

         Siedziałem nad brzegiem jeziora bardzo długo i rozmyślałem o wszystkim, zwłaszcza o Andrei. Nie wierzyłem w to co się dzisiaj wydarzyło, jednakże zastanowiłem się nad tym czy ten pierwszy pocałunek nie nastąpił zbyt szybko. I nie wiem nawet kiedy usnąłem. Przyśniła mi się babcia w sposób bardzo specyficzny. Otóż śniło mi się, że wsiadam do mojego samochodu, a ona pojawia się nad moim oknem i mówi „Nie wracaj z pustymi rękami”. Nie wiedziałem co ten sen mógłby oznaczać. Pewnie nic – uznałem. Dużo myślałem o niej przez ostatnie dni, zresztą po jej śmierci nie było dnia, w którym bym jej nie wspominał. Był to człowiek tak wspaniały, że wszystkie jej słowa zostaną mi w pamięci do końca życia. Raptownie obudziłem się. Poczułem powiew wiatru. Otworzyłem oczy. Rozejrzałem się dookoła. Wokół mnie nikogo nie było. Momentalnie zerwałem się. Do głowy nasuwało mi się tylko jedno kluczowe pytanie: „Gdzie jest Andrea!?”. Wystraszyłem się niezmiernie, a gdy rozglądając się nie ujrzałem nikogo, wykrzyknąłem jej imię:
-         Andrea!!! – nic nie usłyszałem w odpowiedzi. Słychać było tylko śpiew ptaków, które zabijały ciszę. – A niech mnie – powiedziałem przerażony i zacząłem biec po piasku wzdłuż brzegu jeziora wołając Andreę. Biegłem nieustannie krzycząc jej imię. Znajdowałem się na polanie koło jeziora, kiedy nagle zobaczyłem w oddali na wzgórzu pasącego się brązowego konia i Andreę, która stała koło niego. Bez namysłu podbiegłem do niej.
-         Cicho – powiedziała z pretensją – spłoszysz mi konia. A on jest taki cudowny – głaskała go. Po chwili dodała – Jestem ciekawa co ten koń robi w tym miejscu.
-         Tam w dolinie jest wioska – oznajmiłem jej. – Tu często przychodzą się paść konie. Może one także czują wyjątkowość tego miejsca – Poczym zwróciłem się do Andrei – Szukałem Cię, martwiłem się gdzie jesteś.
-         Spokojnie, nie lubię długo spać – uśmiechnęła się do mnie – Nie chcę tracić życia na spanie, przecież ono jest takie krótkie.
-         Andrea, jesteś młoda, dopiero zaczynasz życie – popatrzyłem na nią jak głaskała konia również  uśmiechając się w jej stronę.
-         Popatrz jak ten czas szybko leci! Zanim się obejrzysz to z wnukami będziesz się bawił. powiedziała Andrea. – Wszyscy jesteśmy niewolnikami czasu. Nie możemy go przyspieszyć ani skrócić. Niejednokrotnie chcielibyśmy zatrzymać czas przy szczęśliwych i niepowtarzalnych chwilach, a tak bardzo chcielibyśmy go przyspieszyć jak cierpimy. Lecz nic nie poradzimy, taka już kolej rzeczy. Dlatego cieszmy się każdym dniem i róbmy tak, żeby nie był on dniem straconym. – Andrea mówiła to jakby czytała jakąś powieść. Jej głos był niesamowicie melodyjny, każde słowo wypowiedziane z jej ust brzmiało niezwykle ciekawie.
-         Lepiej nie myśleć o śmierci – powiedziałem Andrei.
-         Śmierć czeka każdego z nas, czy będziemy, czy też nie będziemy o niej myśleć. Ja chciałam powiedzieć, żebyśmy korzystali z każde..
-         Każdego naszego dnia – przerwałem Andrei. Sam dokończyłem. Miałem na myśli chwile moje spędzone z tą wdzięczną dziewczyną stojącą naprzeciw mnie.
-         Musimy dziś wracać – Andrea powiedziała spokojnie głaszcząc konia.
-         Wiem. Musimy – odparłem.
-         Umiesz jeździć konno? – spytałem się.
-         Całe życie jeździłam, więc akurat tak. – uśmiechnęła się.
-         Ja jakoś nie, mimo że miałem niejednokrotnie okazję. – powiedziałem to trochę jąkającym się głosem.
-         Nie chciałeś?
-         Nie wiem. Teraz z chęcią bym spróbował. Ale już chyba za późno – odwróciłem wzrok od Andrei. Zacząłem spoglądać się w drzewa i lasy.
-         Nigdy nie jest za późno na nic. Jak Ci na czymś zależy, nie zwlekaj, nie odkładaj, nie mów, że jest za późno. Jeżeli tak będziesz mówił i nie przekonasz się, tak może być rzeczywiście. Jeżeli zaczniesz coś nowego, nawet mimo braku wiary w to, nie tracisz nic. Albo zyskasz, albo niczego to nie zmieni.
-         W sumie masz rację. Oj,  pojeździłbym sobie z Tobą na koniu. –spojrzałem z powrotem na Andreę.
-         Dlaczego akurat ze mną? – spytała się Andrea, jakby nie domyślała się o co mi mogło chodzić.
-         Zastanów się – odparłem. Popatrzyłem na nią ponownie.
-         Nie mam najmniejszego pojęcia – Andrea dalej uparcie stała przy swoim.
-         Bo jesteś... – zacząłem – Jesteś wyjątkowa i jesteś właśnie tą dziewczyną, z którą chciałbym obok pojechać na koniu. Andrea wpierw się uśmiechnęła. Popatrzyła na mnie, a potem znów na konia. Zaczęła głaskać jego grzywę, coraz wolniej i wolniej, a jej uśmiech z twarzy powoli zniknął.
-         Nie powiesz nic? – zapytałem się, gdy Andrea nic się nie odzywała.
-         Przepraszam – odrzekła się po chwili zastanowienia się – myślę, że lepiej będzie jak wrócimy już do domu. Kate będzie się o mnie niepokoiła.
-         Teraz sobie o niej przypomniałaś. Co robiłaś przez całą noc? – byłem zdziwiony jej reakcją.
-         Oj, nie łap się mnie za słowa. Po prostu myślę, że będzie lepiej jak już wrócimy. Uważam również, że lepiej będzie także, jak przez pewien czas nie będziemy się widywali, ani rozmawiali ze sobą. Te słowa bardzo mocno mnie zabolały. Byłem w szoku, nie wiedziałem co mam powiedzieć. Przecież na siłę nie kazałem jej się do mnie przytulać. Czułem ciągle jej pocałunek na swoich ustach.
-         Mówisz poważnie? – zapytałem się po kilku sekundach zamurowania. Andrea również nie odzywała się przez chwilę.
-         Oh, John. – wykrzyknęła – to nie jest takie łatwe.
-         Co nie jest łatwe? – zapytałem się jej – Dlaczego tak bardzo zwróciłaś na mnie uwagę? Powiedz, dlaczego Ci tak bardzo na mnie zależy? – natarczywie dociekałem, aby Andrea wyjawiła mi prawdę.
-         Posłuchaj mnie John – jeszcze raz zaczęła Andrea. Zostawiła już pasącego się konia, podeszła do mnie, stając naprzeciw mnie. My nigdy nie będziemy ze sobą.
-         Nigdy? – słowa jej były niezwykle dobijające. Znów zrobiło mi się gorąco w sercu. Popatrzyłem prosto w jej źrenice – Spójrz mi prosto w oczy i powiedz, że nic do mnie nie czujesz. Powiedz to mi prosto w twarz! Powiedz, że Twoje serce nie żywi do mnie ani najmniejszego uczucia. Jest tak? Andrea nie odpowiedziała. Rozpłakała się ponownie. Odwróciła się, zrobiła kilka kroków w bok. Płakała jakby coś się wydarzyło. Jej zachowanie w tym momencie było dla mnie naprawdę niezrozumiałe. Stałem w osłupieniu, a Andrea stała  płacząc, a ręką zasłaniała twarz . Nie odzywałem się. Gdy po chwili uspokoiła się nieco, odezwała się sama:
-         Za parę dni wracam do Hiszpanii. Nie przyjechałam tu na długo.
-         Uważasz, że odległość sprawi, że ja o Tobie zapomnę? – zapytałem się. Andrea przez chwilę znowu się nie odzywała. Po chwili jakby zmieniła temat.
-         Masz jakieś plany na jutrzejszy dzień? – spytała się mnie Andrea.
-         Muszę iść do pracy . Jest poniedziałek – odpowiedziałem jej.
-         Nie dasz rady wziąć dzień wolnego? Chciałabym spędzić cały dzień z Tobą. – Pomyślałem przez chwilę, że może uda mi się poprosić panią Isabelle, żeby została za mnie jutro w pracy, a ja zrewanżowałbym się i poszedł za nią pracować w sobotę (kiedy mam wolne). Andrea widząc, że zastanawiam się powiedziała:
-         Przepraszam Cię, nie chcę krzyżować Twoich planów. Tak sobie tylko pomyślałam. Chciałam spędzić z Tobą ostatni dzień.
-         Dlaczego ostatni? – popatrzałem na nią zaniepokojony – sugerujesz mi, że nigdy więcej Cię nie zobaczę? – wpatrywałem się w nią, serce zaczęło mi bić ze strachu, że w odpowiedzi otrzymam kategoryczne „nie” .
-         Nie obiecam Ci tego, nikt nie zna scenariusza jakie pisze nam życie na przyszłe dni.
-         Niestety. Bardzo bym chciał poznać – najlepiej bym zatrzymał Andreę przy sobie.
-         Dlaczego? Życie byłoby bardzo monotonne i bezsensowne, gdybyśmy wszyscy wiedzieli co z nami się stanie. A tak mamy w sobie nadzieję dodającą sensu naszemu życiu, która tkwi w nas, a dzięki nadziei rodzi się w nas motywacja na podążanie ku naszym marzeniom. – Słowa Andrei były niezwykle istotne i ciekawe. Nigdy nie spotkałem tak ciekawej, a zarazem tajemniczej osoby jak ona. Wniosła w moje życie również wiele zagadek swoją osobowością. Przecież to widać było, że ona chciała ze mną przebywać. Czyżby istniała jakaś blokada o której nie wiem? Andrea nic o swoim aktualnym życiu więcej nie chciała jakby mówić.
-         Gdyby życie było spisane w książce do której każdy z nas mógłby podejść, otworzyć ją na naszym scenariuszu, interesowała by mnie najbardziej jedna rzecz.
-         Jaka? – Andreę bardzo zaciekawiło to co powiedziałem.
-         Interesowało by mnie, czy jeszcze kiedyś będę mógł Ciebie przytulić tak mocno jak wczoraj. Chciałbym wiedzieć, że kiedyś wrócisz i usiądziemy razem na brzegu jeziora, albo kto wie, nawet nad brzegiem morza. Chciałbym, żebyś znowu zasnęła wtulona w moje ramiona tak jak wczoraj. Każdy zachód słońca byłby tylko nasz, a wszystkie gwiazdy świeciłby tylko dla nas. Tak bardzo tego pragnąłbym...
-         John, przecież mnie nie znasz. Jest milion innych dziewczyn niż ja, skąd wiesz, że nie podążasz za swoim temperamentem? Może to po prostu zwykłe zauroczenie, które przeminie. – Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć na te słowa, dotychczasowo nie poznałem nikogo bardziej wspaniałego. Jednakże czułem, że gdyby Andrea została przy mnie, zrobiłbym wszystko, żeby była szczęśliwa. Chciałem jej ofiarować to wszystko czego mi brakowało. Chciałbym dać jej niejeden wspaniały dzień i niejedną wspaniałą noc.. romantyczny spacer przy zachodzie słońca oraz cały ogród róż.
-         Musimy się zbierać! Andrea, zależy mi na Tobie, nie wiem ile znaczą moje słowa dla Ciebie, ale mówię to co czuję – powiedziałem kończąc temat. – Wieczorem do Ciebie zadzwonię i powiem czy uda mi się załatwić dzień wolny.
-         Nie chcę żebyś przeze mnie miał nieprzyjemności w pracy.
-         Posłuchaj mnie! Wolę stracić pracę niż Ciebie! – objąłem dłońmi ramiona Andrei i spojrzałem prosto w jej oczy. – Pieniądze są ważne, ale nie najważniejsze! – Andrea patrzyła na mnie zszokowana, była zaskoczona jak bardzo mi na niej zależy. Podeszła i przytuliła mnie. Jej reakcja również i mnie zaskoczyła. Dlatego w pierwszej chwili nie wiedziałem co mam zrobić, więc taktownie i powoli objąłem również ją. Zaczął wiać lekki wiatr. Robiło się nieco chłodno i pochmurnie. Jakoś instynktownie złapaliśmy się za rękę i zaczęliśmy iść w stronę mojego motoru. Szliśmy bez słowa. Jedynie lekki powiew wiatru rozwiewał rozpuszczone włosy Andrei. Nie jestem w stanie opisać jakie wspaniałe uczucie było trzymać jej  rękę. Tego nie da się opisać. Do śmierci nie zapomnę tego momentu, zarówno jak i wczorajszego pocałunku. Wsiedliśmy na motor i wyruszyliśmy w stronę Hayward....

*
                 
Odwiozłem Andreę aż pod sam dom, gdzie mieszkała jej kuzynka Kate.
-         Zdzwonimy się – powiedziałem przy pożegnaniu – jakby co, widzimy się jutro po południu. Andrea kiwnęła na znak, że się zgadza, gdy nagle spojrzała w górę i zamarła.
-         Andrea, wszystko w porządku? – popatrzyłem się na nią zaniepokojony i spytałem.
-         John, patrz! – wykrzyknęła z przerażeniem – On skoczy!
-         Gdzie?! – raptownie powstałem z motoru, odwróciłem się. Na dachu sąsiedniego wieżowca kuzynki Anderi stał mężczyzna, dosyć młody, mniej więcej w moim wieku. Wieżowiec liczył dwadzieścia pięter, więc ledwo co na samym szczycie było widać  człowieka, który najwyraźniej próbował skoczyć.
-         Ludzie zróbcie coś! – wrzeszczeli spanikowani przechodnie. Mężczyzna wciąż stał przy samej krawędzi. Nagle popatrzył się w dół.
-         Mamo, on skoczy! – pisnęła przerażona dziewczynka, która przechodziła ze swoją matką ową ulicą. Wciąż nie było karetki ani policji.
-         Andrea, stój tu koło motoru – powiedziałem do niej – To co chciałem zrobić było bardzo ryzykowne i odpowiedzialne. Pobiegłem w stronę wejścia. Andrea tylko wrzasnęła:
-         John, nie! – nie słuchając wbiegłem do budynku, na nieszczęście musiałem czekać bardzo długo aż zjechała winda. Rozległ się głos syreny karetki pogotowia i policji. W windzie serce łomotało mi bardzo mocno. Już osiemnaste, już dziewiętnaste.. Dwudzieste piętro! Wysiadłem z windy. Stamtąd już otwarte było wejście na dach. Wszedłem na drabinkę. Bałem się bardzo tego co robię. Gdy wszedłem na dach, rozejrzałem się dookoła. Na jednej krawędzi widziałem mężczyznę, który niemalże skoczył. Nie wiedziałem jak się zachować, żeby na mój głos nie skoczył. Taktownie tupnąłem nogą głośniej, żeby mężczyzna odwrócił się sam i zaczął zajmować uwagę moją osobą, a nie myślą, że zaraz skoczy. Raz tupnąłem, nie usłyszał, kiedy zrobiłem to drugi raz odwrócił się gwałtownie:
-         Ani mi się waż podchodzić! – wycedził, spoglądając się rozdygotany – Skoczę zanim tu podejdziesz.
-         Nie podejdę – odpowiedziałem głosem najspokojniejszym jakim potrafiłem – sam zejdziesz. Ty wcale nie chcesz skoczyć!
-         Właśnie że chcę – znów nogę postawił na dosłownie samej krawędzi. Zrobiło mi się słabo, byłem już przekonany,  że zaraz skoczy.
-         Dlaczego to robisz? – zapytałem się
-         Nie interesuj się! Zajmij się lepiej swoim pieprzonym życiem, to moja sprawa. To akurat moje pierdolone życie, które zaraz zakończę. Jaki ono ma sens? Żaden, rozumiesz to?! – na końcu zdania zaszlochał. Próbowałem wciąż sprawić wrażenie spokojnego. Zrobiłem taktownie dwa kroki do przodu.
-         Moje życie też nie było łatwe – powiedziałem z wolna – może nie było pełne dramatycznych przejść dopóki była osoba, którą kochałem ponad wszystko.
-         Nie pierdol! – wrzasnął mężczyzna – Gówno mnie to obchodzi teraz, wniosek jest taki, że życie jest cholernie niesprawiedliwe oraz to, że się urodziłem to jakaś pomyłka.
-         Myślisz, że śmierć najbliższej osoby to nie jest przejście?  Jest to gorsze niż niejeden ból fizyczny. Też miałem podstawy, żeby wjechać na sam szczyt wieżowca i skoczyć, rozbijając głowę o chodnik, bądź skoczyć z mostu. A nie zrobiłem tego.
-         Moja dziewczyna była dla mnie wszystkim! A ona.. – wziął oddech- ona wolała tego skurwiela. Który nie wie co to jest miłość.. a ten chce ją tylko wykorzystać i wyruchać!
-         Wiesz, ja zawsze marzyłem o wspaniałej dziewczynie. Ale warto było czekać dwadzieścia lat, żeby pocałować tę, którą właśnie  pocałowałem. Mimo tego, że pukałem o dno. – Mężczyzna jakby zainteresował się tym co powiedziałem.
-         Jesteś z nią? Wyobrażasz sobie życie bez niej? – spytał się, spoglądając znowu na mnie. Sekundę zastanowiłem się.
-         Teraz nic bez niej sobie nie wyobrażam, bo ja za nią tęskniłem całe życie. Tęskniłem za kimś kogo nie znałem. To ona. Nie miałem nikogo, wciąż nie mam nikogo. Ona jednak nadała sens memu życiu. Wtedy nadawała babcia, której nic i nikt nie zastąpiłby.  Nigdy nie byłem rozumiany przez świat. A widzisz?! Stoję i mówię, że nie warto odbierać sobie życia. Moja babcia zawsze mówiła, że samobójstwo jest jak ucieczka od problemów. Nigdy nie wiesz co będzie z Tobą po śmierci. A co jeśli przed Tobą jest jeszcze tyle pięknych chwil? Może życie wynagrodzi Ci to wszystko co wycierpiałeś dotychczas?
-         Jak to nie masz nikogo? A rodzice? Oni Ciebie wspierali! – mężczyznę niewątpliwie zaciekawiłem.
-         Nie było ich, nie znałem. Zmarli w wypadku samochodowym zaraz po moim narodzeniu.
-         To straszne – współczuł mi szczerze.
-         Nie. Była babcia. Byłem szczęśliwy, że była!
-         Jak długo jej nie ma?
-         Zmarła tego stycznia. – widzisz? Niedawno.
-         I Ty masz tyle siły? Zazdroszczę.. – w jego głosie słychać było zdziwienie i podziw. Nagle po drabinkach usłyszałem, że ktoś wchodzi. To był policjant.
-         Proszę iść – wrzasnął mężczyzna do policjanta – Proszę zejść na dół, bo skoczę – powtórzył, a gdy ten nie reagował, mężczyzna znów odwrócił się w stronę, w którą miałby postawić zabójczy i ostatni krok .
-         Zejdź natychmiast – nalegał policjant.
-         Chcę posłuchać  co opowiada ten chłopak. Nie chcę, żeby ktokolwiek mi przeszkodził – na to policjant rzucił ku  mnie spojrzenie, przez które chciał powiedzieć, że ma nadzieję, że wiem co robię i wyratuję tego zagubionego chłopaka przed samobójstwem. Zszedł więc powoli z drabinki do środka wieżowca.
-         Opowiedz mi, co robiłeś jak babcia zmarła? –zadał mi pytanie.
-         Załamałem się, nie chciałem żyć, ale jednak wiedziałem, że muszę. Powiem Ci coś co również moja babcia mi mówiła. Zawsze należy nieustannie walczyć do samego końca, żeby być jak najbliżej swojej pełni szczęścia. Wojownicy, którzy walczą o lepsze życie z całych sił, nie tracą nic, są w stanie coś osiągnąć, a jak z tej walki zrezygnujesz to zrezygnujesz, to co? Chcesz, żeby Twoje życie było nadal takie nędzne, jakie jest teraz? Ja wierzę, że kiedyś poznam  prawdziwy smak życia i dziwię się Tobie, że Ty nie chcesz poznać tego smaku.
-         Nawet nie wiesz jak zawsze o tym marzyłem i wierzyłem, że w końcu mnie pokochała. Nigdy nie trafiła na odpowiednich facetów. Nie dostrzegła, że tak naprawdę to ja jestem jedynym, który by poszedł za nią w ogień. Dzisiaj rano odeszła. Pozostawiła jedynie tę kartkę. Zaraz – zaczął szukać w kieszeni – przeczytaj sobie – zrobił krok w moją stronę, a ja w jego. Staliśmy już naprawdę w niewielkiej odległości od siebie. Otworzyłem zgiętą kartkę. Zacząłem czytać list:

David, nie jestem w stanie powiedzieć Ci tego prosto w twarz. Dlatego zostawiam Ci ten list. Będąc z Tobą zrozumiałam, że nie jesteś miłością mojego życia. Nie kocham Ciebie. Domyślam się, że będzie Ci ciężko, ale myślę, że czym prędzej to zrobię, to będzie lepiej dla nas obojga.  Związałam się z Geogre, nareszcie zrozumiałam, że to on jest tym facetem, dzięki któremu mam szansę na bycie szczęśliwą. Niestety tym kimś  nie byłeś, ani nie jesteś Ty! Przepraszam!

- Nie wyobrażałem sobie życia bez niej – płakał mężczyzna – Byłem głupi. Zdarzało się jej nie wracać do domu na noc. Mówiła, że nocuje u koleżanki. Wyczuwałem to, że coś jest nie tak, ale myślałem, że z biegiem czasu sytuacja się ustatkuje i będziemy szczęśliwą parą. – Gdy tak słuchałem tego co mówił, zrozumiałem, że mu naprawdę zależało na tej dziewczynie.
-         Życie jest trudne, ale ta dziewczyna nie jest warta tego, żebyś przez nią odebrał je  sobie. Samobójstwem niczego nie rozwiążesz. Nie sztuką jest skończyć ze swoim życiem, sztuką jest żyć pokonując najliczniejsze bariery jakie stawia przed nami życie.
-         O nie! Gdy się zabiję, sumienie nigdy nie da jej spokoju! Będzie do końca życia miała mnie na swoim sumieniu. Do samej śmierci będzie obciążał jej życie fakt, że popełniłem samobójstwo.
-         Co to da? Czas leczy rany, więc z czasem i ona  do tego przywyknie. – nie poddawałem się, ale serce zaczęło mi znów coraz bardziej łomotać kiedy mężczyzna odwrócił się znów w stronę, z której chciał skoczyć.
-         Mylisz się – wycedził – Będzie miała nauczkę na całe życie!
-         A co jeśli.. – taktownie zacząłem – co jeśli po śmierci miałbyś ujrzeć we mgle gdzieś szczęście, które Cię ominęło?  Bądź cierpliwy! Wyobraź sobie, że ona – ta jedyna, gdzieś jest i obydwoje wciąż siebie wzajemnie szukacie w tym trudnym i pełnym zagadek świecie. Aż wreszcie w najmniej spodziewanym momencie Twojego życia ją spotkasz. Ona będzie doceniała Ciebie, a Ty ją. Obydwoje będziecie dla siebie wzajemnym wsparciem oraz obustronnym uzupełnieniem. Nie jednostronnym!  Wasze serca będą biły tylko dla siebie.
-         Przestań! – ledwo wydusił z siebie głos, jednak wzruszyło go bardzo to co mówiłem – Proszę Cię, przestań, bo tak nie będzie. Zrobiłem krok do przodu.
-         Masz na imię David, prawda? W liście tak było – chciałem się upewnić.
-         Tak. – w jego głosie słychać było obojętność. Po chwili jednak spytał się – A Ty?
-         John – odpowiedziałem. – David, mam do Ciebie prośbę, mógłbyś zrobić tylko to jedno o co Ciebie poproszę? Nic więcej nie chcę.
-         Chcesz żebym zszedł? Daruj sobie, bo i tak skoczę  - nie ustępował.
-         Prośba zabrzmi inaczej – mimo że już nie mogłem, usilnie starałem się zachować zimną krew.
-         Zaufasz mi? – spytałem się.
-         Nie ufam ludziom. Ludzie są podli
-         Uważasz, że i ja jestem podły? – nie ustawałem.
-         Tego nie powiedziałem.
-         E tam, wszystko jasne, uważasz że jestem podły – za wszelką cenę starałem się  odciągnąć David od samobójczego planu.
-         Czego ode mnie chcesz? Co Cię ja obchodzę w ogóle?
-         Obchodzisz. Jeżeli skoczysz to nie tylko obarczysz wyrzutami sumienia tą dziewczynę, która, kto wie, może szybko o Tobie zapomni. Jeśli popełnisz samobójswto  obciążysz i mnie. A dla mnie będzie to naprawdę cios
-         Dlaczego Ci na tym tak zależy?
-         Bo jesteśmy ludźmi i powinniśmy sobie wzajemnie pomagać. Babcia mnie tego nauczyła. – kiedy to powiedziałem, zauważyłem że David powoli jakby zaczął się odwracać znowu w moją stronę.
-         Dobrze. Jak chcesz, żebym Ci zaufał? Żebym uwierzył, że moje życie będzie szczęśliwą baśnią?
-         Nie. Nie obiecam Ci, że Twoje życie będzie bajką, bo nią nie jest, nie było i nie będzie. Ale obiecam Ci, że zrobię wszystko, żebyś odkrył jego smak.
-         Niby jak to zrobisz?
-         Zaufaj mi. Tylko o tyle Cię proszę. Zrobię wszystko, żeby pomóc Ci zmienić Twoje życie na lepsze. Nie będziesz sam. Ja też nie widziałem już sensu w moim życiu przez ostatnie miesiące po śmierci babci. Myślałem, że moje serce pęknie z żalu. A jednak żyję nadal. Kto wie, może pewnego dnia będziesz człowiekiem, który uzna się za szczęśliwego i spełnionego! Nie poddawaj się! Nie obiecam Ci, że świat będzie śmiał się do Ciebie każdego dnia, ale obiecam Ci, że zrobię wszystko, żeby pomóc nauczyć Cię czerpania siły do walki o lepsze jutro. Podasz mi rękę? – na końcu uśmiechnąłem się. Na początku David stał nieruchomo. Potem spojrzał na moją dłoń, którą wyciągnąłem w jego stronę. Następnie powoli uniósł wzrok do góry, teraz patrzył mi się  w pełni prosto w oczy. Dałem mu zachęcający znak, żeby chwycił się mojej dłoni. Stał rozdygotany i roztrzęsiony. Był już całkowicie odrócony w moją stronę. I nagle uniósł jego niesamowicie drgającą prawą dłoń. Zrobiłem krok do przodu. Swoją dłonią chwyciłem jego dłoń.
-         Spokojnie, przecież mi zaufałeś. Nie pożałujesz! – podtrzymywałem go na duchu. David kiwnął takjakby chciał przyznać mi rację, jednak nie wytrzymał i wydał odgłos szlochu. Głowę  gwałtownie wtulił w moje ramona. Objąłem go. Ja również byłem w szoku, czułem jakby kamień spadł mi z serca. Szczęście, wynikające z tego, że udało mi się powstrzymać tego młodego mężczyznę od  samobójstwa było olbrzymie. Moje wzruszenie było również nie do opisania. Gdy David nieco opanował płacz pomogłem mu wejść na drabinkę i zejść z niej do budynku. Zeszliśmy na dół w towarzystwie policji. Otworzyliśmy drzwi. Przed nami stał tłum gapiów. Na nasz widok jedni zaczęli krzyczeć z radości, a drudzy klaskać. I oto ten człowiek, którego życie zwisało na krawędzi dachu dwudziestopiętrowego wieżowca, znowu stąpał po ziemi i kroczył do przodu. Ujrzałem Andreę. Biegła w moją stronę. Rzuciła mi się na szyje. Znów czułem jej uścisk, a w myślach ciągle jeszcze stałem tam.. na szczycie dachu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz