środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 6


-         Spokojnie, już dobrze – powiedziałem do David, który siedział ciągle rozdygotany. Siedzieliśmy już u niego w mieszkaniu. Nie ukrywając nie było tam za czysto. Ubrania były porozrzucane po całym pokoju, a na stole stało kilka puszek po piwie.
-         Proszę, to Ci powinno pomóc – Andrea przyniosła z kuchni kubek naparu  ze środkiem uspokajającym. David wziął do ręki i zaczął pić.
-         Dużo pijesz? – spytałem się jego.
-         Nie. To znaczy lubię czasem, ale trochę – tłumaczył głosem, jakby to było nieistotne.
-         A trochę, to znaczy ile? – dociekliwie spytała się Andrea.
-         Nie no czasem dwa, nieraz cztery piwka.
-         Nie sądzisz, że cztery to nieco dużo jak na dzień? – Andrea spytała przyglądając się mu uważnie.
-         Naprawdę to nieistotne – w reakcji David dostrzec można było, że temat go irytuje. Faktycznie, to nie był czas, żeby rozmawiać o tym.
-         Teraz zwłaszcza, jedynym moim przyjacielem pozostaje butelka wódki. Nie widzę innego wyjścia. Wszystko się zawala – ciągnął David, nie wiedział już co ma robić.
-         Nie zaczynaj przyjaźni z alkoholem, bo jak popadniesz w alkoholizm, to łatwo się z tego nie wygrzebiesz – Andrea.
-         Wszystko mi już jedno. Naprawdę.- odpowiedział patrząc w kubek z naparem. W sumie ja też po śmierci babci czułem, że nic nie ma sensu,  a  gdy nie ma przy mnie Andrei wciąż tak się czuję.
-         Powinieneś się położyć – zachęciła go Andrea.
-         Jest dzień, sen nic nie zmieni. Chciałbym tylko zasnąć i się nie obudzić.
-         Nie chcesz tego, mówisz tak pod wpływem chwili – powiedziała mu Andrea.
-         Wątpię, że kiedykolwiek zmienię zdanie. Chyba szybciej zapiję się na śmierć. Zresztą przepraszam, co będę Wam marudził, wystarczająco kłopotu Wam przysporzyłem – tym razem mówiąc to, David spojrzał się na mnie i na Andreę. Potem do końca wypił napój uspokajający.
-         Nawet tak nie myśl, nie przeszkodziłeś nam – uświadomiłem jego – nawet nie wiesz jak się cieszę, że udało mi się Ciebie przekonać, żebyś zszedł.gdy to powiedziałem nastała krótka chwila milczenia. Nagle przerwał ją David.
-         Tobie to dobrze, masz taką wspaniałą dziewczynę, nieważne co by się Wam w życiu przydarzyło to macie siebie. – po tych słowach  popatrzyliśmy na siebie z Andreą. Mieliśmy nieco zmieszane miny.
-         Nie jesteśmy ze sobą – wyjaśniła Andrea.
-         Jak to nie?
-         Znamy się bardzo krótko – chciałem zakończyć ten temat.
-         Pasujecie do siebie – ni stąd ni zowąd wyrwał David. Szybko zmieniłem temat. David opowiedział nam trochę o jego relacjach z dziewczyną, która od niego odeszła. Po chwili zadziałał na niego środek uspokajający, gdyż zrobił się senny.
-         To może ja już pójdę – powiedziała Andra – powiadom mnie wieczorem odnośnie  jutrzejszego dnia. – A Tobie, niech do głowy nie przychodzą żadne głupie myśli – spojrzała na David. Gdy Andrea poszła, spojrzał na mnie:
-         Kochasz ją prawda? – zapytał . W sumie uczucie, którym darzyłem Andreę było jakieś wyjątkowe. Nie wyobrażałem sobie teraz jakby to było, jakbym jej nie poznał. Mimo tego, że znamy się z nią zaledwie kilka dni. Pokiwałem zamyślony głową.
-         To walcz o nią i nie spieprz tego – powiedział ziewając, położył się na kanapie i zasnął. – Gdy wróciłem do mieszkania udało mi się załatwić dla siebie  dzień wolnego. Zadzwoniłem do Andrei powiedzieć jej o tym.
-         Wspaniale! – ucieszyła się. – Już nie mogę się doczekać kiedy Ciebie zobaczę!
-         Ja Ciebie też – uśmiechnąłem się sam do siebie. To był przedziwny dzień.
                                                                     *

Nazajutrz obudziłem się dość wcześniej. Obudziły mnie promienie słońca wdzierające się do mieszkania. Poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie kawę z ekspresu. Pośpiesznie ją wypiłem i postanowiłem zrobić sobie małą rozgrzewkę. Ubrałem się na sportowo i poszedłem pobiegać. Ogólnie wcześniej nigdy nie dbałem o kondycję i nie interesowałem się sportem, jednak uznałem, że najwyższy czas zacząć bardziej dbać o siebie i swój wizerunek. Biegałem truchtem niecałą godzinę z krótkimi przerwami. Później wróciłem do mieszkania i wziąłem szybki prysznic. Wziąłem podręczne rzeczy i wyjechałem nieco wcześniej. Postanowiłem odwiedzić David. Okazało się, że dopiero go obudziłem. Leki uspokajające, które wziął dzień wcześniej były naprawdę silne. Chłopak był w nieciekawym stanie. Jednak obiecał mi, że nie zrobi żadnego głupstwa, a w razie gdyby coś się działo, zadzwoni. Był ciągle w nieciekawym nastroju, jednak powiedział, że potrzebuje snu, bo gdy śpi jest nieświadomy wszystkiego. Również wierzy, że  przyśni mu się jego była.
Potem dałem sygnał Andrei, że jestem pod blokiem. Zeszła z dużą torbą w ręku. Była jak zwykle pięknie ubrana
-         Na co Ci ta duża torba – spytałem zaskoczony zaraz po przywitaniu się.
-         Na wszelki wypadek. Nie wiem gdzie dziś mnie wywieziesz – zażartowała.
-         Dzisiejsze miejsce będzie również wyjątkowe. Jeszcze bardziej niż wczorajsze – powiedziałem.
-         Dużo masz tych miejsc? – dociekała.
-         Te dwa szczególnie, choć znajdzie się jeszcze parę. Tylko chciej je zobaczyć!
-         Pragnę tego z całego serca, ale będę musiała wracać do Hiszpanii – w głosie Andrei można było usłyszeć smutek. Nastała chwila milczenia.
-         To jak? Wsiadamy? – nadszedł najwyższy czas, żeby ruszyć
-         Poczekaj! – Andrea wydała okrzyk – A co z David?
-         Jest źle, ale chłopak jest na środkach wyciszających. Śpi. – wytłumaczyłem jej.
-         Sen mu dobrze zrobi. Choć na chwilę go oderwie od tego wszystkiego. To co wczoraj zrobiłeś było niesamowite. Brakuje mi słów, żeby powiedzieć jak bardzo zaimponowałeś mi, a przede wszystkim jestem dumna, że mogę pojechać na motorze z człowiekiem, który przyczynił się do uratowania komuś życia .
-         Andrea.. – zacząłem z wolna – zrobiłem to co czułem. Szkoda było człowieka.. – znów nastał moment milczenia – To co? Jedźmy. – zachęciłem Andreę, która tym razem wsiadła ze mną na motor zapinając kask. Ruszyliśmy powoli oddalając się od Hayward.
              Znów jechaliśmy przez pola, łąki i lasy, wzgórza, a także doliny. W pewnym momencie zatrzymałem motor. Znajdowaliśmy się w miejscu zderzenia, w którym się poznaliśmy,
-         Mało brakowało, a to oto miejsce byłoby miejscem katastrofy – powiedziałem do Andrei, która dopiero co zdążyła zdjąć kask.
-         A jednak nie – wtrąciła – chcesz się przejść?
-         Nie do końca – oświadczyłem Andrei –  to jest miejsce, w którym ujrzałem Ciebie pierwszy raz. To tutaj zobaczyłem pierwszy raz blask Twoich oczu i Twoją łzę. Tak samo Twoje włosy, które są jak nadzieja na lepsze życie.
-         John. Nie za bardzo mi słodzisz – z wolna powiedziała Andrea. Staliśmy przy motorze. Zmieszałem się.
-         Jak nie lubisz, cóż.. nie będę – odezwałem się zaskoczony.
-         Nie o to chodzi. John, czy Ty nie rozumiesz? Każde takie słowo z Twoich ust wprawia mnie w jeszcze większe zawirowanie, bo moje serce zaczyna mi mówić „zostań”. Każde ciepłe słowo, które mi mówisz, sprawia, że coraz bardziej uzależniam się od Ciebie.
-         Obiecaj mi, że jak wrócisz do Hiszpanii, pierwsze co zrobisz napiszesz, że wszystko jest w porządku. Obiecujesz mi to? – chciałem wiedzieć co będzie tam z Andreą, dlatego ją o to poprosiłem. Nastała chwila milczenia. Andrea miała zmieszaną minę.
-         Obiecasz mi? – Zapytałem ponownie.
-         Obiecam – nareszcie Andrea odważyła się odezwać. Zacząłem coś podejrzewać. Albo, że Andrea boi się wchodzić ze mną w bliższe relacje, albo co gorsza nie wiedzie jej się najlepiej w tej Hiszpanii. To wszystko było takie dziwne. I znowu nastał momenta ciszy, który nagle przerwała Andrea.
-         Naprawdę mnie kochasz? Jest wiele innych, lepszych, bardziej atrakcyjnych kobiet niż ja – spojrzała na mnie poważnym wzrokiem. Na pewno poznasz jakąś bardziej zasługującą na Twoją miłość.
-         Nigdy nie poznałem wspanialszej dziewczyny od Ciebie. Nigdy również nie czułem tego, co czuję teraz, do Ciebie.
-         A jednak znasz mnie zaledwie kilka dni, które można policzyć na palcach u rąk. A powiedziałeś mi już dwa niezwykle ważne i znaczące słowa: „Kocham Cię”. Skąd wiesz, że Twoje uczucie do mnie nie jest przelotnym wiosennym wiatrem, który delikatnie owiewa zielone liście drzewa, a potem ustaje.. bądź zaczyna owiewać inne drzewo. - Poniekąd zrobiło mi się smutno, gdyż Andrea porównała moje uczucie, którym ją darzę do jakiegoś wiosennego wiatru, który ustaje. Z drugiej zaś strony nigdy nie spotkałem bardziej romantycznego człowieka niż ona. To było niesamowicie zadziwiającą rzeczą. Zastanawiałem się w tym momencie czy Andrea nie jest jakąś ukrytą poetką. Postanowiłem się ją o coś spytać i tak też uczyniłem.
-         Piszesz wiersze? Jakąś poezję?
-         Tak, czasami, ale to bardziej dla siebie. Nie pokazuję tego co piszę, nikomu.
-         Twoje wiersze muszą być wspaniałe i piękne – przyznałem Andrei.
-         A po czym tak wnioskujesz , jeśli można wiedzieć? – Andrea spytała się na mnie ze wzrokiem pełnym zaskoczenia.
-         Sposób jaki mówisz jest niezwykle poetycki i nadzwyczajny.
-         Bo ja uważam, że zwyczajność w człowieku jest istną monotonią. Życie jest za krótkie, żebyśmy je mieli przeżyć „normalnie”.
-         Co rozumiesz przez słowo „normalnie” – słowo „normalnie” zaakcentowałem.
-         To znaczy właśnie, że zwyczajnie. Staram się zawsze w życiu szukać aspektu, dzięki któremu dostrzegam, że świat jest czymś niezwykle zadziwiającym.
-         To znaczy? – za bardzo nie rozumiałem słów Andrei.
-         Kiedyś budziłam się rano wraz z pianiem pierwszych kogutów. Wychodziłam na dwór, uważnie przyglądając się jak promienie słońca oświetlają Ziemię. Każdy promyk wznosił się coraz to wyżej i wyżej, aż wreszcie zaczął padać na najmniejsze liście rosnących drzew. Kiedy tak promienie padały na liście wysuszały z nich ostatnie krople porannej rosy. Choćby w takim zjawisku doszukiwałam się piękna, dlatego mogłabym uważać życie za nadzwyczajne. Tak samo jest z nami wszystkimi. Możemy żyć szarą codziennością, wszyscy po kolei zarażeni i zaślepieni zarazą, która nazywa się „zwyczajność”. A jednak możemy wnieść w życie coś co jest wyjątkowe.. Coś co uczyni nas ludźmi niezwykłymi. Tak jak ja znalazłam piękno w nasłonecznionym porannym lesie, tak samo i człowiek, który dostrzega wyjątkowość pewnego zjawiska niewątpliwie zasługuje na miano człowieka patrzącego uważnie – bo dostrzega to piękno.  Natomiast człowiek, który przygląda się sercem – dostrzega ukrytą wyjątkowość drugiej osoby, która niekiedy jest skryta w głębi i zasłonięta innymi powłokami, kreujące cały wizerunek tego kogoś.
-         Andrea! – Byłem zdziwiony jej polemiką. Nie przestawała mnie zaskakiwać. Coraz bardziej mnie czarowała swoją osobowością. Czułem się przy niej jak ptak, który odnalazł swoje gniazdo, którego nie chciał ani na moment opuścić. – Jesteś cudowna – rzekłem. Po tych słowach przytuliliśmy się. Następnie wsiedliśmy na motor zakładając kaski.. Pojechaliśmy dalej. I tak jak Andrea porównała moją miłość do przelotnego wiatru, który owiewa liście drzew, tak w tej chwili wiosenny wiatr owiewał nas – dwojga młodych ludzi jadących na motorze tę oto drogą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz