-
Spokojnie, już dobrze – powiedziałem do David, który
siedział ciągle rozdygotany. Siedzieliśmy już u niego w mieszkaniu. Nie
ukrywając nie było tam za czysto. Ubrania były porozrzucane po całym pokoju, a
na stole stało kilka puszek po piwie.
-
Proszę, to Ci powinno pomóc – Andrea przyniosła z
kuchni kubek naparu ze środkiem
uspokajającym. David wziął do ręki i zaczął pić.
-
Dużo pijesz? – spytałem się jego.
-
Nie. To znaczy lubię czasem, ale trochę – tłumaczył
głosem, jakby to było nieistotne.
-
A trochę, to znaczy ile? – dociekliwie spytała się
Andrea.
-
Nie no czasem dwa, nieraz cztery piwka.
-
Nie sądzisz, że cztery to nieco dużo jak na dzień? –
Andrea spytała przyglądając się mu uważnie.
-
Naprawdę to nieistotne – w reakcji David dostrzec można
było, że temat go irytuje. Faktycznie, to nie był czas, żeby rozmawiać o tym.
-
Teraz zwłaszcza, jedynym moim przyjacielem pozostaje
butelka wódki. Nie widzę innego wyjścia. Wszystko się zawala – ciągnął David,
nie wiedział już co ma robić.
-
Nie zaczynaj przyjaźni z alkoholem, bo jak popadniesz w
alkoholizm, to łatwo się z tego nie wygrzebiesz – Andrea.
-
Wszystko mi już jedno. Naprawdę.- odpowiedział
patrząc w kubek z naparem. W sumie ja też po śmierci babci czułem, że nic nie
ma sensu, a gdy nie ma przy mnie Andrei wciąż tak się czuję.
-
Powinieneś się położyć – zachęciła go Andrea.
-
Jest dzień, sen nic nie zmieni. Chciałbym tylko zasnąć
i się nie obudzić.
-
Nie chcesz tego, mówisz tak pod wpływem chwili –
powiedziała mu Andrea.
-
Wątpię, że kiedykolwiek zmienię zdanie. Chyba szybciej
zapiję się na śmierć. Zresztą przepraszam, co będę Wam marudził, wystarczająco
kłopotu Wam przysporzyłem – tym razem mówiąc to, David spojrzał się na mnie i
na Andreę. Potem do końca wypił napój uspokajający.
-
Nawet tak nie myśl, nie przeszkodziłeś nam –
uświadomiłem jego – nawet nie wiesz jak się cieszę, że udało mi się Ciebie
przekonać, żebyś zszedł. – gdy to powiedziałem nastała krótka chwila
milczenia. Nagle przerwał ją David.
-
Tobie to dobrze, masz taką wspaniałą dziewczynę,
nieważne co by się Wam w życiu przydarzyło to macie siebie. – po tych
słowach popatrzyliśmy na siebie z
Andreą. Mieliśmy nieco zmieszane miny.
-
Nie jesteśmy ze sobą – wyjaśniła Andrea.
-
Jak to nie?
-
Znamy się bardzo krótko – chciałem zakończyć ten temat.
-
Pasujecie do siebie – ni stąd ni zowąd wyrwał David. Szybko
zmieniłem temat. David opowiedział nam trochę o jego relacjach z dziewczyną,
która od niego odeszła. Po chwili zadziałał na niego środek uspokajający, gdyż
zrobił się senny.
-
To może ja już pójdę – powiedziała Andra – powiadom mnie
wieczorem odnośnie jutrzejszego dnia. –
A Tobie, niech do głowy nie przychodzą żadne głupie myśli – spojrzała na David.
Gdy Andrea poszła, spojrzał na mnie:
-
Kochasz ją prawda? – zapytał . W sumie uczucie, którym
darzyłem Andreę było jakieś wyjątkowe. Nie wyobrażałem sobie teraz jakby to
było, jakbym jej nie poznał. Mimo tego, że znamy się z nią zaledwie kilka dni.
Pokiwałem zamyślony głową.
-
To walcz o nią i nie spieprz tego – powiedział ziewając,
położył się na kanapie i zasnął. – Gdy wróciłem do mieszkania udało mi się
załatwić dla siebie dzień wolnego.
Zadzwoniłem do Andrei powiedzieć jej o tym.
-
Wspaniale! – ucieszyła się. – Już nie mogę się doczekać kiedy
Ciebie zobaczę!
-
Ja Ciebie też – uśmiechnąłem się sam do siebie. To był
przedziwny dzień.
*
Nazajutrz
obudziłem się dość wcześniej. Obudziły mnie promienie słońca wdzierające się do
mieszkania. Poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie kawę z ekspresu. Pośpiesznie
ją wypiłem i postanowiłem zrobić sobie małą rozgrzewkę. Ubrałem się na sportowo
i poszedłem pobiegać. Ogólnie wcześniej nigdy nie dbałem o kondycję i nie
interesowałem się sportem, jednak uznałem, że najwyższy czas zacząć bardziej
dbać o siebie i swój wizerunek. Biegałem truchtem niecałą godzinę z krótkimi
przerwami. Później wróciłem do mieszkania i wziąłem szybki prysznic. Wziąłem
podręczne rzeczy i wyjechałem nieco wcześniej. Postanowiłem odwiedzić David.
Okazało się, że dopiero go obudziłem. Leki uspokajające, które wziął dzień
wcześniej były naprawdę silne. Chłopak był w nieciekawym stanie. Jednak obiecał
mi, że nie zrobi żadnego głupstwa, a w razie gdyby coś się działo, zadzwoni.
Był ciągle w nieciekawym nastroju, jednak powiedział, że potrzebuje snu, bo gdy
śpi jest nieświadomy wszystkiego. Również wierzy, że przyśni mu się jego była.
Potem
dałem sygnał Andrei, że jestem pod blokiem. Zeszła z dużą torbą w ręku. Była
jak zwykle pięknie ubrana
-
Na co Ci ta duża torba – spytałem zaskoczony zaraz po
przywitaniu się.
-
Na wszelki wypadek. Nie wiem gdzie dziś mnie wywieziesz –
zażartowała.
-
Dzisiejsze miejsce będzie również wyjątkowe. Jeszcze bardziej
niż wczorajsze – powiedziałem.
-
Dużo masz tych miejsc? – dociekała.
-
Te dwa szczególnie, choć znajdzie się jeszcze parę. Tylko
chciej je zobaczyć!
-
Pragnę tego z całego serca, ale będę musiała wracać do
Hiszpanii – w głosie Andrei można było usłyszeć smutek. Nastała chwila
milczenia.
-
To jak? Wsiadamy? – nadszedł najwyższy czas, żeby ruszyć
-
Poczekaj! – Andrea wydała okrzyk – A co z David?
-
Jest źle, ale chłopak jest na środkach wyciszających. Śpi. –
wytłumaczyłem jej.
-
Sen mu dobrze zrobi. Choć na chwilę go oderwie od tego
wszystkiego. To co wczoraj zrobiłeś było niesamowite. Brakuje mi słów, żeby
powiedzieć jak bardzo zaimponowałeś mi, a przede wszystkim jestem dumna, że
mogę pojechać na motorze z człowiekiem, który przyczynił się do uratowania
komuś życia .
-
Andrea.. – zacząłem z wolna – zrobiłem to co czułem. Szkoda
było człowieka.. – znów nastał moment milczenia – To co? Jedźmy. – zachęciłem
Andreę, która tym razem wsiadła ze mną na motor zapinając kask. Ruszyliśmy
powoli oddalając się od Hayward.
Znów jechaliśmy przez pola, łąki i lasy, wzgórza, a
także doliny. W pewnym momencie zatrzymałem motor. Znajdowaliśmy się w miejscu
zderzenia, w którym się poznaliśmy,
-
Mało brakowało, a to oto miejsce byłoby miejscem katastrofy –
powiedziałem do Andrei, która dopiero co zdążyła zdjąć kask.
-
A jednak nie – wtrąciła – chcesz się przejść?
-
Nie do końca – oświadczyłem Andrei – to jest miejsce, w którym ujrzałem Ciebie pierwszy raz. To tutaj
zobaczyłem pierwszy raz blask Twoich oczu i Twoją łzę. Tak samo Twoje włosy,
które są jak nadzieja na lepsze życie.
-
John. Nie za bardzo mi słodzisz – z wolna powiedziała Andrea.
Staliśmy przy motorze. Zmieszałem się.
-
Jak nie lubisz, cóż.. nie będę – odezwałem się zaskoczony.
-
Nie o to chodzi. John, czy Ty nie rozumiesz? Każde takie słowo
z Twoich ust wprawia mnie w jeszcze większe zawirowanie, bo moje serce zaczyna
mi mówić „zostań”. Każde ciepłe słowo, które mi mówisz, sprawia, że coraz
bardziej uzależniam się od Ciebie.
-
Obiecaj mi, że jak wrócisz do Hiszpanii, pierwsze co zrobisz
napiszesz, że wszystko jest w porządku. Obiecujesz mi to? – chciałem wiedzieć
co będzie tam z Andreą, dlatego ją o to poprosiłem. Nastała chwila milczenia.
Andrea miała zmieszaną minę.
-
Obiecasz mi? – Zapytałem ponownie.
-
Obiecam – nareszcie Andrea odważyła się odezwać. Zacząłem coś
podejrzewać. Albo, że Andrea boi się wchodzić ze mną w bliższe relacje, albo co
gorsza nie wiedzie jej się najlepiej w tej Hiszpanii. To wszystko było takie
dziwne. I znowu nastał momenta ciszy, który nagle przerwała Andrea.
-
Naprawdę mnie kochasz? Jest wiele innych, lepszych, bardziej
atrakcyjnych kobiet niż ja – spojrzała na mnie poważnym wzrokiem. Na pewno
poznasz jakąś bardziej zasługującą na Twoją miłość.
-
Nigdy nie poznałem wspanialszej dziewczyny od Ciebie. Nigdy
również nie czułem tego, co czuję teraz, do Ciebie.
-
A jednak znasz mnie zaledwie kilka dni, które można policzyć
na palcach u rąk. A powiedziałeś mi już dwa niezwykle ważne i znaczące słowa:
„Kocham Cię”. Skąd wiesz, że Twoje uczucie do mnie nie jest przelotnym
wiosennym wiatrem, który delikatnie owiewa zielone liście drzewa, a potem
ustaje.. bądź zaczyna owiewać inne drzewo. - Poniekąd zrobiło mi się smutno,
gdyż Andrea porównała moje uczucie, którym ją darzę do jakiegoś wiosennego
wiatru, który ustaje. Z drugiej zaś strony nigdy nie spotkałem bardziej romantycznego
człowieka niż ona. To było niesamowicie zadziwiającą rzeczą. Zastanawiałem się
w tym momencie czy Andrea nie jest jakąś ukrytą poetką. Postanowiłem się ją o
coś spytać i tak też uczyniłem.
-
Piszesz wiersze? Jakąś poezję?
-
Tak, czasami, ale to bardziej dla siebie. Nie pokazuję tego co
piszę, nikomu.
-
Twoje wiersze muszą być wspaniałe i piękne – przyznałem
Andrei.
-
A po czym tak wnioskujesz , jeśli można wiedzieć? – Andrea
spytała się na mnie ze wzrokiem pełnym zaskoczenia.
-
Sposób jaki mówisz jest niezwykle poetycki i nadzwyczajny.
-
Bo ja uważam, że zwyczajność w człowieku jest istną monotonią.
Życie jest za krótkie, żebyśmy je mieli przeżyć „normalnie”.
-
Co rozumiesz przez słowo „normalnie” – słowo „normalnie”
zaakcentowałem.
-
To znaczy właśnie, że zwyczajnie. Staram się zawsze w życiu
szukać aspektu, dzięki któremu dostrzegam, że świat jest czymś niezwykle
zadziwiającym.
-
To znaczy? – za bardzo nie rozumiałem słów Andrei.
-
Kiedyś budziłam się rano wraz z pianiem pierwszych kogutów.
Wychodziłam na dwór, uważnie przyglądając się jak promienie słońca oświetlają
Ziemię. Każdy promyk wznosił się coraz to wyżej i wyżej, aż wreszcie zaczął
padać na najmniejsze liście rosnących drzew. Kiedy tak promienie padały na
liście wysuszały z nich ostatnie krople porannej rosy. Choćby w takim zjawisku
doszukiwałam się piękna, dlatego mogłabym uważać życie za nadzwyczajne. Tak
samo jest z nami wszystkimi. Możemy żyć szarą codziennością, wszyscy po kolei
zarażeni i zaślepieni zarazą, która nazywa się „zwyczajność”. A jednak możemy
wnieść w życie coś co jest wyjątkowe.. Coś co uczyni nas ludźmi niezwykłymi.
Tak jak ja znalazłam piękno w nasłonecznionym porannym lesie, tak samo i
człowiek, który dostrzega wyjątkowość pewnego zjawiska niewątpliwie zasługuje
na miano człowieka patrzącego uważnie – bo dostrzega to piękno. Natomiast człowiek, który przygląda się
sercem – dostrzega ukrytą wyjątkowość drugiej osoby, która niekiedy jest skryta
w głębi i zasłonięta innymi powłokami, kreujące cały wizerunek tego kogoś.
-
Andrea! – Byłem zdziwiony jej polemiką. Nie przestawała mnie
zaskakiwać. Coraz bardziej mnie czarowała swoją osobowością. Czułem się przy
niej jak ptak, który odnalazł swoje gniazdo, którego nie chciał ani na moment
opuścić. – Jesteś cudowna – rzekłem. Po tych słowach przytuliliśmy się.
Następnie wsiedliśmy na motor zakładając kaski.. Pojechaliśmy dalej. I tak jak
Andrea porównała moją miłość do przelotnego wiatru, który owiewa liście drzew,
tak w tej chwili wiosenny wiatr owiewał nas – dwojga młodych ludzi jadących na
motorze tę oto drogą.